Po porodzie została mi jedna myśl… – opis dumnej mamy Elizy

Dumna mama Eliza bardzo obszernie, ale ciekawie opisała dla nas swój poród. Zapraszam do lektury!

Pierwszy sierpnia 2014 rok, już nie mogłam się doczekać kiedy ten moment nadejdzie, w obwodzie brzucha 1,3 m i plus 30 kg, więc ciężko. Tylko pierwsze o czym myślałam to urodzę w Tour de Pologne – połowa dróg zamknięta z powodu przejazdu kolarzy a druga zablokowana bo same remonty. Na porodówkę szybciej na piechotę dojdę. Co jakiś czas miałam skurcze, ale przechodziły. Dzień wcześniej byłam na KTG i pan doktor stwierdził, że ciąża jest na pewno donoszona, więc tylko czekać. Poinformował mnie też, że mój synek może ważyć od 4 kg do 4,300 kg. No zobaczymy -pomyślałam jak mi to oświadczył. Wróciłam do domu i próbowałam nie myśleć o tym. Jednak w nocy nastąpił przełom. Jak co dzień (albo co noc) – piąta rano, lecę szybko – tak w miarę moich możliwości- do toalety i szok na mojej bieliźnie znalazłam ten słynny czop, który miał wypaść, gdy poród będzie się zbliżał. Zdziwiona, przebrałam się i położyłam dalej do łóżka, przecież nie rodzę. Rano zadzwoniła moja położna, wróciła z urlopu i pyta jak się czuję i czy coś się dzieje. Mówię o tym czopie, ale mnie uspokoiła, bo czop nie świadczy o tym, żebym zaraz zaczęła rodzić. Nie zdążyła wybić godzina dwunasta w południe drugiego sierpnia, a mnie dopadł skurcz mocniejszy niż te w poprzednich dniach, aż musiałam przystanąć, no ale przeszło. Skurcze wracały co jakiś czas, ale były one za rzadko, żeby panikować, więc wraz z narzeczonym pojechaliśmy do Jego siostry i chłopaka i tam spędziliśmy pół dnia, a potem jeszcze uparłam się, że musimy już kupić prezent dla Jego taty na urodziny (ach to przeczucie). Wieczorem jeszcze jadłam nugetsy na kolację. Jednak skurcze się nasilały, szczególnie po 22:00. Teściowa stwierdziła – Zaczyna się! Jedźcie – ale ja się uparłam, że to za szybko i nigdzie nie jadę. Bóle miałam coraz silniejsze, ale były jeszcze rzadko. O 3 w nocy nagle z różnicy 7 minut przeskoczyło na 3 minuty a ja ledwo szłam – czas jechać. Mój narzeczony obiecał, że zostanie ze mną i na szczęście wytrwał, choć już na początku chciał uciekać. A zaczęło się nie zbyt miło. Wchodzimy na Izbę Przyjęć na Porodówce a położna nie zbyt zadowolona, że ma dwie rodzące jednej nocy kiwnęła palcem i powiedziała – tam się iść przebrać, zaraz przyjdę. Okazało się, że że miałam już 5 cm rozwarcia, problem w tym, że położna tak delikatnie sprawdziła mi to rozwarcie, że zaczęłam wymiotować, potem powiedziała „no czasem jak za mocno wsadzimy palce to pacjentki wymiotują”. Oczywiście wypytała mnie o wszystko, a ja ledwo mówiłam przez te bóle. Kazała czekać, zaraz przyjdzie lekarz. Mój narzeczony stał koło mnie a nagle za nim wyłania się czarna postać. Ja nie jestem rasistką, ale czarnoskóry lekarz wywołał wtedy we mnie jakąś dziwną reakcję, a że bolało coraz mocniej już wszystko było bardzo kosmiczne. Z kolejnych godzin pamiętam coraz mniej. Musieliśmy czekać, aż sala do porodów rodzinnych się zwolni i naglę dostałam głupawki, kobieta strasznie krzyczała (jeśli można to było nazwać krzykiem), wydawało mi się, że to bardziej brzmiało jak jakieś egzorcyzmy i zaczęłam się śmiać (choć byłam świadoma, że za chwile mnie tak ktoś będzie słuchał). W końcu trafiliśmy na salę rodzinną i naglę się czułam jakbym zaczęła tracić świadomość, pamiętam tylko ból podczas skurczu a za chwilę znów wpadałam w ciemną otchłań. Jakimś cudem dotarłam do 9 cm i nagle chciałam uciekać stamtąd. Uciec jak najdalej. Po chwili znów wpadłam w czarną otchłań, gdy kolejny raz otworzyłam oczy weszła położna z lekarzem, upuściły mi wody płodowe, ale mój synek jak wpadł z wodami do kanału rodnego,tak zaraz się cofnął, a ja kompletnie przestałam współpracować. Nie krzyczałam, nie ruszałam się, nie parłam, nawet nie potrafiłam odpowiadać na pytania (mi się wydawało, że odpowiadam, ale narzeczony potem mnie uświadomił, że ja tylko patrzałam i cisza). W którymś momencie padło pytanie, czy zgadzam się na cesarskie cięcie – zgodziłam się i tak nie miałam już sił. Oczywiście, żebym jeszcze pocierpiała, najpierw przed znieczuleniem założyły mi cewnik (bardzo mocno poczułam jak mi go zakłada) i kazały na piechotę przejść na salę
operacyjną. Płakałam i śmiałam się z bólu, bo co mogłam więcej. Potem anestezjolog walczyła, żeby mi się wkuć ze znieczuleniem – bo nie mogła. Znieczulenie w końcu podane i nagle odzyskałam głos i cały ból minął. Poczułam tylko jak brzuch mi się rozlał, a po chwili widziałam jak mojego synka podnosi do góry i Jego płacz. Niestety przyniosły mi dziecko tylko na minutę, ale to był cudny moment (jedyny cudny z całego porodu), gdy przyłożyły mi go twarzy a troszkę dotykając piersi Szymuś nagle się uspokoił. Byłam tak szczęśliwa, że aż się popłakałam. Gdy wywieźli mnie już na salę pooperacyjną też płakałam, ale miałam więcej powodów. Szczęście, bo Szymek jest już na świecie, żal, że nie dałam rady urodzić naturalnie, strach, bo leżałam sztywna. Potem już tylko czekałam, aż przyniosą mi synka. Zostało jedno pytanie, czy zdecydujemy się na więcej dzieci? Szymon urodził się 3 sierpnia 2014 roku o godzinie 8:30. Ważył 4,100 kg i mierzył 59 cm. Po cesarskim cięciu nie było żadnych powikłań, Szymon dostał 10 punktów i wypuścili nas do domu w czwartej dobie. Jedyne po porodzie co mi zostało to pewna myśl – nie wyobrażaj sobie jak będzie wyglądać poród, bo i tak będzie inaczej, także nie podchodź do tego zbyt swobodnie, mnie ból skurczów przerósł, ale to może akurat mnie tak bolało. Teraz powoli to zapominam i cieszę się wychowywaniem najcudowniejszego dziecka pod słońcem.

Dumna mamo, nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli, szczególnie podczas porodu. Najważniejsze jednak, tak jak piszesz, nie wyobrażać sobie za dużo i poddać się chwili. Najważniejsze, aby wszystko skończyło się dobrze! :-)
Na zdjęciu maleńki Szymonek. Dużo zdrówka mu życzę ♥
Jak wygląda Szymonek teraz? KLIKNIJ :-)

Już niebawem ukażą się kolejne nadesłane przez Was opowieści… Wszystkie znajdziecie w zakładce Opowieści porodowe.

Może i Ty chciałabyś podzielić się z nami relacją z tego najszczęśliwszego dnia swojego życia? Jeśli masz ochotę – KLIKNIJ TUTAJ, ABY WYSŁAĆ SWÓJ OPIS! :-)

A w wolnej chwili zapraszam do galerii naszych pociech – to miejsce, w którym możesz pochwalić się swoim cudem! 

Podoba Ci się?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *