Dumna mama Irena już po raz drugi nadesłała do nas swój opis porodu. Wcześniejszy opis przeczytacie tutaj:
Od tamtego dnia 13 jest moją szczęśliwą liczbą! – opis dumnej mamy Ireny
W 2016r. opisywałam swój pierwszy poród kiedy to na świat po czterech poronieniach i ciąży od początku do końca zagrożonej przyszła na świat Nasza córeczka. Kiedy córka miała 4 miesiące, zdecydowaliśmy się podjąć w najbliższym czasie próby o drugie szczęście i tak 6 miesięcy od pierwszego porodu udało zajść się w kolejną ciążę. Na początku ciąża przebiegała pomyślnie jednak załapalam jakąś infekcje dróg oddechowych i w 21 tc trafiłam do szpitala ze względu na skracającą się szyjke macicy, która była skutkiem mocno duszącego kaszlu. Strasznie się bałam o mojego synka, ale to charakterny chłopak i sobie poradził. Tydzień później wyszłam że szpitala z zaleceniami oszczędnego trybu życia, do czego się oczywiście stosowałam. Lekarz prowadzący wystawił mi skierowanie do szpitala na dzień przed terminem porodu. Kiedy się wstawiłam w szpitalu wszyscy się dziwili po co tak szybko skoro na dzień przyjęcia nawet nie miałam terminu porodu. Bardzo się obawiałam, że pozostanę w szpitalu pomimo że nie urodzę na Święta Bożego Narodzenia, gdyż w szpitalu wstawiłam się 17 12 2017r. Wieczorem wylewałam łzy w poduszkę, że moja córeczka Ineczka spędzi święta bez mamy. Nie zdążyłam zasnąć jak poczułam parcie na pęcherz. I tak biegałam do kibelka przez całą noc. Ledwo wróciłam na salę i już czułam, że muszę iść spowrotem do toalety. Obawialam się infekcji dróg moczowych. Jednak ok 4 nad ranem zaczęłam odczuwać bóle. Skurcze miałam co 4 min. O 7 godzinie poszłam zgłosić ten fakt pielęgniarką, ale jak usłyszały, że nie odeszły mi wody to machnęły ręką i kazały czekać na obchód. Lekarze przyszli ok godz 8 30. Stwierdzili, że ma boleć, ale że to jeszcze dłuuugo potrwa. Nikt nie spytał ile trwał pierwszy poród, a trwał od początku do końca niecałe 5 godzin. Lekarze kazali przyjść na badanie na które czekało wiele kobiet. Ból był coraz większy i coraz silniejszy. Nie byłam w stanie usiedzieć w miejscu. Ulgę przynosiło mi spacerowanie po oddziale więc do badania poszłam jako ostatnia pacjentka. Miny lekarza, który mnie badał nie zapomnę do końca życia. Zaczął krzyczeć, że mam rozwarcie na 9 cm i mamy natychmiast iść na porodówke. Kazano mi wrócić na salę i zabrać swoje rzeczy. Zdążyłam jedynie zadzwonić do przyjaciółki, która miała być, ze mną przy porodzie, gdyż mąż musiał zajmować się Nasza pierwszą kruszynką. Pielęgniarka wpadła wręcz z potem na czole i biegła na porodówke (a ja za nią… Choć z perspektywy czasu nie wiem jak dałam radę) ciągnąc moja torbę za sobą. Na porodówce zdążyłam tylko zadzwonić do męża i powiedzieć że już się zaczęło i już byłam kładziona na łóżku. Na szczęście moja niezastąpiona przyjaciółka przyjechała w przeciągu 10 min. Jak już leżałam to popłochu personelu jakoś minął. Zdążylam wypełnić plan porodu i poczułam bóle parte. Zadzwonilam po położną, aby ją o tym poinformować, ale chyba nie wierzyła, że to już bo po prostu wyszła. Zanim zdążyła zamknąć za sobą drzwi poczułam kolejne parcie, więc znowu zadzwoniłam. Położna przewracając oczami podeszła sprawdzić jak wygląda sytuacja i jak tylko zobaczyła to zaczęła krzyczeć żebym jeszcze nie parła. W biegu przygotowała wszystko i już po kilku minutach krzyczała żebym parła. Synek był duży bo waga urodzeniowa to 3992 i 60 cm długi. Miałam problem żeby go wyprzec. Zaklinowal się, ale w końcu się udało. Niestety zachłysnął się wodami i w pierwszej minucie życia dostał tylko 2 punkty w skali Apgar. Był reanimowany, ale pediatrzy tak sprawie przeprowadzili reanimacje, że zanim się zorientowałam to już słyszałam jego krzyk. Synek jest zdrowym, dużym chłopcem, choć kiedy miał zaledwie kilka tygodni przeszedł sepse. Ale to mały uparciuszek. Urodził się punktualnie w terminie. 18 12 2017r. o godzinie 12 01,n niespełna godzinę po przyjęciu mnie na porodówkę dzięki czemu Święta Bożego Narodzenia spędziliśmy już w domu we czwórkę. Po raz drugi zostałam mamą. Po raz drugi spełniło się moje marzenie. Po raz drugi płakałam ze szczęścia i wzruszenia. Po raz drugi zdarzył się cud. Po raz drugi Bóg dał mi powód do bycia spełnioną kobietą, a mój Anioł Stróż zadbał o to żeby ostatecznie wszystko dobrze się skończyło . I choć synek jest bardzo charakterny i wiele nocy płakałam że zmęczenia i bezsilności to Kocham Go równie mocno jak moją córeczkę. Teraz mam wszystko. Moje szczęścia. Moje największe życiowe marzenia. Moje wszystko.
P. S. Pisząc ten tekst płakałam że wzruszenia.
Gratulacje dumna mamo! Dużo zdrówka dla Twoich pociech ♥
Już niebawem ukażą się kolejne nadesłane przez Was opowieści… Wszystkie znajdziecie w zakładce Opowieści porodowe.
Może i Ty chciałabyś podzielić się z nami relacją z tego najszczęśliwszego dnia swojego życia? Jeśli masz ochotę – KLIKNIJ TUTAJ, ABY WYSŁAĆ SWÓJ OPIS! :-)
A w wolnej chwili zapraszam do galerii naszych pociech – to miejsce, w którym możesz pochwalić się swoim cudem! ♥