Jak wyglądał poród 25 lat temu?

Ogromna baza opowieści porodowych już na tej stronie istnieje (Gdzie? Kliknij tutaj). Zainspirowana Waszymi wspaniałymi współczesnymi opowieściami, postanowiłam ten artykuł poświęcić na… opowieść o realiach ciążowo-porodowych przed 25 laty. Wiedzę czerpałam od jednej z Was – dumnej mamy, która podzieliła się ze mną swoim doświadczeniem. Jesteście ciekawe, jak to wtedy wyglądało? Zapraszam więc do lektury! :-)

Jeśli przegapiłyście część o ciąży – zapraszam serdecznie TUTAJ.

Rozpoczyna się zatem poród. Opowiedz nam dumna mamo jak wyglądało przyjęcie do szpitala?

Na Izbie Przyjęć standardowe procedury – wypisywanie dokumentacji medycznej. Tak chyba jest do dziś. Tam też przebierało się w szpitalną piżamę. Ubrania oddawało się do depozytu lub ktoś zabierał do domu, jeśli była taka możliwość. Później z położną wędrowało się na salę przedporodową i dalsza część przyjęcia obejmowała: mierzenie miednicy kostnej takim specjalnym jakby cyrklem (do dziś praktykowane badanie w wielu szpitalach) i słuchanie tętna płodu taką specjalną słuchawką.

Jak wyglądało przygotowanie do porodu? Czy wtedy faktycznie każdej rodzącej goliło się krocze i wykonywało lewatywę?

Tak, golenie krocza i lewatywa to obowiązek w tamtych czasach. Ale spokojnie, nie taki diabeł straszny jak go malują. Chyba lepiej się rodzi po lewatywie, tak spokojniej. Po niej brało się kąpiel i wędrowało na salę porodową.

Czy wykonywane były zapisy KTG

Nie, czegoś takiego jak zapisy KTG się nie wykonywało, chociaż sprzęt dostępny był. Ale używało się tylko tej głowicy do słuchania tętna płodu, aby rodząca mogła go także usłyszeć podczas porodu.

A słuchano chociaż tętno płodu?

Tak… Nie chciałabym skłamać, ale jakoś raz czy dwa razy w ciągu całego porodu. Jak nic się nie działo to nie było powodu by go ciągle słuchać.

W jakiej pozycji przebiegał poród? Czy można było chodzić w jego trakcie?

Niestety nie można było chodzić. Rodząca przez cały okres porodu leżała na łóżku. Dozwolone były tylko zmiany boku z prawego na lewy i na odwrót.

Poród = ból. Czy w tamtych czasach uśmierzano go jakoś?

Jeśli bardzo bolało, otrzymywało się domięśniowo zastrzyk z lekiem przeciwbólowym. Położna nie mogła o tym decydować, trzeba było wzywać lekarza. Ten z kolei przychodził, patrzył na rodzącą i albo decydował się na zlecenie danego leku albo i nie. Gorzej, gdy trafiło się na zwolennika tej drugiej opcji…

A co z piciem i jedzeniem?

Absolutnie nie można było nic jeść i pić przez cały okres porodu. Obojętnie ile by ten poród nie trwał. Dopiero po urodzeniu dziecka dostawało się jakiś posiłek.

Z tego co wiem, w tamtych czasach kobiety rodziły bez swoich partnerów. Czy tak rzeczywiście było? Wolałabyś, by ktoś Ci towarzyszył?

Normalnym było to, że podczas porodu przy kobiecie nie było jej partnera (w tamtych czasach przeważnie byłby to mąż). Rodziłyśmy same, kontakt miałyśmy tylko z położną i ewentualnie lekarzem. To było normalne. Czy wolałabym by ktoś mi towarzyszył? Sama nie wiem. Chyba jednak kiedyś było lepiej.

Kto przyjmował poród – tak jak dziś, położna czy może jednak lekarz?

Byli obecni oboje, ale poród przyjmowała położna. Lekarz był bardziej potrzebny już po urodzeniu dziecka, bo szył krocze.

No właśnie to krocze… Zapytam krótko – nacięte?

Oczywiście. To była standardowa procedura w tamtych czasach. Krocze jednak goiło się szybko i dobrze. Szwy były rozpuszczalne, więc nie trzeba ich było zdejmować. A to nie lada luksus jak na tamte czasy… :-)

Zdjęcie0148Karta wypisowa ze szpitala (Własność: Dumna Mama Izabela)

A co dumna mamo działo się po porodzie? Czy od razu mogłaś przytulić swoje maluchy?

Dziecko po porodzie pokazywało się matce, określało płeć (przypominam, że nie znało się jej przed porodem) i pokazywano te opaski noworodkowe. Musiałam przeczytać co tam jest napisane. Następnie maluszki zabierane było do mierzenia i ważenia. Oceniano je w skali Apgar. Później je kąpano. Nie leżało się z tymi maluszkami na sali porodowej tak jak teraz. Były wyznaczone godziny na to. Po porodzie kobieta 6 godzin leżała na kozetce, później się kąpała. Po tych 6 godzinach dopiero mogła przytulić swoje dziecko.

Zdjęcie0143 Zdjęcie0145Opaski identyfikacyjne noworodków (własność: Dumna Mama Izabela)

Czy dziecko było cały czas z Tobą? Jak wyglądała kwestia karmienia?

Niestety nie. Dziecko nie było cały czas ze mną. W przypadku syna, dostawałam go co 3 godziny na karmienie. Począwszy od godziny 6 rano do północy. W nocy dzieci karmione były przez położne na oddziale. I tak jak mówiłam – noworodki przywożone były tylko na karmienie. Pieluch młode mamy nie zmieniały. Wszystko robiły położne na oddziale. Aaa… Z takich ciekawostek to powiem tylko to, że dzieci rozwożone były w takim ala „autobusie”, hm, właściwie to wrzeszczącym autobusie. I rozwoziły położne te zawiniątka z numerkami po salach :-) W przypadku córki, szpital nieco poszedł za postępem. Miałam ją na sali od 6 rano do północy. Była cały czas ze mną, karmiłam ją i zmieniałam jej pieluchy. Pieluchy tetrowe, bo pampersów wtedy nie było. Ja oboje dzieci karmiłam naturalnie, ale gdyby któraś z kobiet nie chciała karmić piersią – nie było takiego przymusu. Wtedy położne karmiłyby mlekiem sztucznym.

Jak długo zostawało się w szpitalu po porodzie?

W obu przypadkach zostawałam na oddziale 5 dni. Syna urodziłam w czwartek, wyszłam w poniedziałek. Córka natomiast urodziła się w poniedziałek, a do domu poszłyśmy w piątek. To była standardowa długość pobytu w tamtych czasach.

Zdjęcie0150Karta wypisowa ze szpitala (Własność: Dumna Mama Izabela)

Czy w szpitalu ktoś mógł Cię odwiedzać?

Odwiedziny odbywały się w określonych godzinach, 2-3 godziny dziennie. Trzeba było wyjść na korytarz jeśli chciało się zobaczyć z bliskimi. To było dobre, bo nie krępowało się przy karmieniu piersią, szczególnie wtedy gdy na sali leżało nad 5. Natomiast był tego jeden minus – na korytarz wychodziło się samemu, bez dziecka. Ojciec mógł je zobaczyć tylko przez szybę. Na żywo jednak dopiero wtedy, kiedy wychodziło się do domu. Miało to zapobiegać infekcjom i chyba to było słuszne. 

I wreszcie w domu! Czy w tamtych czasach były odbywały się wizyty patronażowe?

Tak, położna przychodziła do domu tak długo, aż odpadł kikut pępowinowy. Przeważnie wystarczyły około 2 wizyty. Później już nie przychodziła. Nie było takiej potrzeby, bo zwyczajnie, po 6 tygodniach kobieta szła do lekarza sprawdzić czy wszystko jest w porządku. Jeśli coś działo się dzieckiem, szło się do pediatry. Ale u mnie takiej potrzeby nie było :-)

Zdjęcie0149

Dziękuję serdecznie dumna mamo, za podzielenie się z nami swoim doświadczeniem. Myślę, że po przeczytaniu tego, każda kobieta wysunie swoje wnioski. Refleksje zatem pozostawiam Wam.

Napiszcie drogie mamy, co myślicie. Teraz czy wtedy? – kiedy wolałybyście rodzić? :-)

Podoba Ci się?

Zobacz komentarze (3):

  1. Jako komentarz-uzupełnienie wkleję fragment artykułu „Narodziny z tatą” ktory opublikowalem swego czasu w kilku miejscach w necie odający klimat II połowy lat 80-tch:
    „Jestem ojcem dwóch córek. Starsza – dziś studentka [pisane kilka lat temu, obecnie już pani mgr :)] – urodziła się w końcu ery PRL-u. Poród miał miejsce w przepełnionym szpitalu, trwał niemal dobę (!) i o mało nie zakończył się tragicznie z powodu karygodnych zaniedbań personelu. Cud, że córka urodziła się żywa i zdrowa. Oczywiście nie było wówczas mowy o takich „fanaberiach” jak odwiedziny na oddziale, o uczestnictwie ojca w porodzie nie wspominając. Nawet żeby podać pacjentce paczkę z czymś do picia lub zapomnianą z domu rzeczą, trzeba było salowej wetknąć banknot do kieszeni fartucha – inaczej nie przekazała.”
    Jako dumny tata ze stażem dodam jeszcze że:
    – dziecko miałem szansę zobaczyć dopiero odbierając żonę ze szpitala 3 dni po porodzie; wcześniej nie, nawet przez szybę
    – szpital (kliniczny) był przepelniony z powodu remontu 2 innych placowek w mieście
    – na sali porodowej rodzilo jednocześnie ponad 20 kobiet (!!!)
    – pomimo nawoływania żony nikt nie interesował się brakiem postępu akcji porodowej „bo jeszcze nie czas” Dziecko uratował profesor ktory się pojawił i stwierdziwszy zanikanie tętna dziecka pogonił personel do roboty. Na cesarkę bylu już za późno ale pomoglo vacum.
    Moja refleksja: Od tego czasu statystycznie rzecz biorąc poziom opieki nad cieżarną i rodzącą znaczie się podniósł ale zdarza się nadal czytać (nie tylko na DumnejMamie) relacje od ktorych ciarki przechodzą po plecach)

  2. Ja również słyszałam wiele opowieści o współczesnych – przerażających porodach… Najgorsze jest w tym, że często wynika to z zaniedbań lekarzy. Kiedy kobieta ciężko przechodzi poród i ma w związku z nim złe wspomnienia to często potem już nie chce mieć dzieci. A moim zdaniem dziecko to największy dar jaki możemy otrzymać.

  3. Czyli było az tak źle. Bo w sumie z tego wywiadu wynika że nie było jakiejś tragedii. Moja babcia też mówia że jej poród był w porządku. Może zależy od lekarza….
    Ale w sumie kiedys kobiety miały jeszcze gorzej bo rodziły w domu, bez lekarza, często w jednym pokoju z całą rodziną

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *