Do dziś nie mogę przeboleć tego, że nie urodziłam naturalnie… – opis dumnej mamy Natalii

Dumna mama Natalia ubolewa nad tym, ze nie udało jej się urodzić naturalnie. Dlaczego tak się stało? Zachęcam do przeczytania!

W ciąży wytrzymaliśmy do końca 41 tygodnia. Najdłuższe tygodnie w życiu. Po 38 tygodniu wpadłam w załamanie, bo depresją tego raczej nie nazwę. I mimo, że mąż w tamtym czasie oberwał najbardziej, to twardo i dzielnie był ze mną w najgorszych ze mną chwilach – tych psychicznych. Fizycznie czułam się bardzo dobrze do ostatniego dnia przed porodem. A wszystko zaczęło się na dwa dni po terminie, gdzie coraz słabiej i rzadziej czułam ruchy płodu, przez długi okres czasu żadnego ruchu, kopnięcia, nic. Stwierdziłam, że zaczekam do wieczora i wtedy zacznę się porządnie martwić. Jednakże po potrząśnięciu brzuchem poczułam ruch i odetchnęłam z ulgą. Wiedziałam, że następnego dnia spokojnie odwiedzę jeszcze ginekolog. I też tak się stało. Żadnych oznak porodu, nawet szyjka nieskrócona a rozwarcie na 1 cm w 40 tygodniu ciąży. Kiedy wspomniałam doktorce o ruchach, wysłała mnie na szpital o 2 dni wcześniej niż planowała na wywoływanie. Z nadzieją, że kładę się na szpitalne łóżko już do porodu dała mi pozytywne emocje – przecież nie wyjdę już sama tylko z synkiem! Stawiliśmy się następnego dnia koło godziny 11 na przyjęcie. Kiedy mnie zbadali, założyli kartę i przebrałam się w koszulę, zostałam poproszona na USG i okazało się, że wody się sączą, stąd rzadsze odczuwanie ruchów, ale że czyste to bez obaw. I tak kulaliśmy się jeszcze dobrych kilka dni bez oznak porodu, aż w końcu pewnego wieczornego obchodu lekarz stwierdził, że powoli w kawałeczkach czop śluzowy odchodzi, zaaplikował dwa czopki na oczyszczenie się organizmu oraz dwa zastrzyki rozluźniające (miałam delikatne skurcze co 6-7 min). Kazali zbierać siły i położyć się spać a nóż następnego dnia urodzę. Ku rozczarowaniu skurcze po zastrzykach całkowicie puściły, KTG również do najlepszych nie należało, a mnie łzy cisnęły się do oczu z dwóch powodów – chciałam mieć synka już przy sobie, lecz nie umiałam wydać go na świat. Kolejne USG – wszystko w porządku, dziecko idealnie wpakowane w kanał rodny, jedynie szyjka nieskrócona i ciągle rozwarcie na 1 cm. Po 8 dniach od przewidywanego terminu pojawił się konkretny lekarz z pytaniem czy była indukcja, czyli wywoływanie. Kiedy oznajmiłam co miałam, zabrał mnie na badanie samolotem (które miałam prawie codziennie) i stwierdził, że trzeba mnie „pobudzić” masażem. Faktycznie po 1,5 godziny ruszyło – najpierw skurcze co 6-8 min, które trwały przed obiadem do kolacji dość intensywnie, kolejny masaż, skurcze bez zmian, więc jeszcze jeden masaż i następny i dopiero po kilku masażach szyjki skurcze z 6 minut zrobiły się na 4, trwały minutę i dostałam drgawek, zastrzyk – konkretne skurcze co 2 minuty po minucie, rozwarcie 1,5 cm – zadecydowali na salę przedporodową mimo tak małego rozwarcia. Tam leżałam pod KTG, wymiotowałam z każdym skurczem. Ze zmęczenia każdy skurcz mnie bolał, nawet najmniejszy, źle oddychałam i między przerwami, które były strasznie krótkie odpływałam, mąż mnie ciągle cucił. Kiedy przyszli sprawdzać zapis pod którym siedziałam strasznie długo coś nie pasowało z tętnem maleństwa, dlatego podłączyli mnie jeszcze raz. Skakałam na piłce, choć krążki od KTG były ciężkie, brzuch mocno napięty i twardy, ledwo na oczy widziałam – praktycznie zasypiałam, gdzie nigdzie jeszcze wymiotowałam. Po kolejnej długiej chwili raczyli zobaczyć zapis i znów coś nie tak z ciśnieniem. Obejrzeli rozwarcie, które ruszyło do 2 cm. Kolejny masaż, skakanie na piłce i rozwarcie stoi w miejscu. Kolejny zapis, tętno zanikało, decyzja lekarza o cesarskie cięcie. Ostatni masaż, rozwarcie nic a nic z 2 cm nie ruszyło, także wypełnianie papieraniny i na stół, w końcu groziło nam wewnątrzmaciczne obumarcie płodu. Ostatnie pytanie, czy mąż zobaczy dziecko. Kiedy odpowiedzieli twierdząco byłam gotowa, choć się bałam. Zanim znieczulenie ogólne zaczęło działać, krzyczałam do urządzenia, że mam skurcze i bolą, natomiast na każdy krzyk słyszałam: „zaraz pani zaśnie, zaraz przestanie boleć”. Po trzecim takim zdaniu obudziłam się na słowa: „pani Natalio budzimy się” i wróciłam do żywych. Całość porodu trwała jedynie 15 godzin. Leżałam na wznak, obolała, wykończona, senna. Nie zapytałam nawet o dziecko. Czułam tylko rwącą ranę, bolącą jak cholera. Chciałam ukoić ból na jakikolwiek sposób, ale przewracając się na bok leciałam. Płakałam. Kiedy zawozili mnie w łóżku na salę dla kobiet po cesarce, czułam się jak w matrixie, w jakimś chorym śnie. Dopiero na sali obok trzech innych kobiet po cc, doszło do mnie, że Alan jest na świecie. Do dziś nie mogę przeboleć tego, że nie urodziłam naturalnie, że nie poczekałam na rozwarcie, że nic mi na nie nie dali. Niby mój syn nie mógł złapać oddechu przy badaniu, dlatego dostał najpierw 8, potem 9 pkt w skali Apgar. Alan urodził się 12 paździenika o godzinie 00:01, w 9 dzień po terminie. 3270g szczęścia i 55cm miłości <3 Akrualnie jest 8-miesięcznym pogodnym i zdrowym promyczkiem mamusi i tatusia <3

Cóż, też ubolewam nad tym, że nie udało Ci się wydać na świat naturalnie Twojego malucha. Ale wiesz co? W takich sytuacjach nie ma co żałować – najważniejsze, że Twoja pociecha jest cała i zdrowa. A szansa na naturalny poród istnieje – przy następnym dziecku :-)
Dużo zdrówka dla Alanka  ♥

Już niebawem ukażą się kolejne nadesłane przez Was opowieści… Wszystkie znajdziecie w zakładce Opowieści porodowe.

Może i Ty chciałabyś podzielić się z nami relacją z tego najszczęśliwszego dnia swojego życia? Jeśli masz ochotę – KLIKNIJ TUTAJ, ABY WYSŁAĆ SWÓJ OPIS! :-)

A w wolnej chwili zapraszam do galerii naszych pociech – to miejsce, w którym możesz pochwalić się swoim cudem! 

 

Podoba Ci się?

Zobacz komentarze (2):

  1. Miałam bardzo podobną sytuację rodząc i też skończyło się cięciem cesarskim. U mogę rozwarcie doszlo do 4 cm (a przyjechalam do szpitala z 2.5 cm) i stanelo. Dostawalam kilka zastrzykow i nic to nie dawalo. Po porodzie bylam bliska depresji, ze nie urodzilam sn. Do dzisiaj zaluje, ale wiem, ze najwazniejsze jest, ze moja coska urodzila sie cala i zdrowa. Życzę Tobie i sobie, zebysmy kolejne dziecko wydaly na swiat silami natury :-) pozdrawiam.

  2. Kropka w kropkę ta sama sytuacja. Niestety konsekwencje i powikłania pozostały u mnie jak i u córci.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *