To jest najpiękniejszy ból jaki może przeżyć kobieta – opis dumnej mamy Anny

Dumna mama Anna podzieliła się z nami wspomnieniami ze swojego porodu. Serdecznie zachęcam do przeczytania mimo obszerności opisu… bo warto! :-)

„To baaardzo boli, nie wytrzymałabyś tego…” – o tak kochane koleżanki opowiadały o swoich porodach.
Taaa, najlepsze są koleżanki, które wiedzą wszystko najlepiej, doradzą, a urodziły w wieku 16 lat pierwsze dziecko.
Mam 22 lata. Pierwsze dziecko urodziłam w wieku 19 lat. Wzięłam ślub jakoś w piątym miesiącu ciąży. To był wspaniały czas. Ciąża przebiegała wspaniale. Nic mnie nie bolało, zero mdłości. Na każdą wizytę chodziła ze mną moja mama – niestety mąż był w delegacjach ciągle.
Termin miałam na 10.11.2011r. Dzień przed wyznaczonym terminem miałam ostatnią wizytę, na której dowiedziałam się że jeszcze z tydzień pochodzę z brzuszkiem. Wychodząc z przychodni poczułam dziwny ból w dole brzucha. Jakoś specjalnie się nie przejęłam, więc postanowiłyśmy iść z mamą do ciotki na kawę (na koniec miasta). Dotarłyśmy. Kolejny ból… u ciotki usiadłam sobie w fotelu bujanym i obserwowałam brzuch. Zaśmiałam się. Brzuch wyglądał jakbym miała kolejną parę piersi, był twardy i zmienił po chwili kształt, może to dziwnie zabrzmi, ale to wyglądało jakbym miała z lewej strony kiełbaskę rozmiarów XXL. Kolejny skurcz (już byłam pewna, że chyba pora). Więc ruszyłyśmy z mamą do jej domu – na obiad. Mama kazała mi liczyć odstępy między skurczami. Więc po 20 minutach drogi dotarłyśmy, położyłam się z zegarkiem i czekałam. Tato aż się popłakał, bo jak jego mała i drobna córcia sobie poradzi, Aż tu nagle… skurcze co 4 minuty. Zjadłam obiad na spokojnie, wypiłam herbatkę. I doszłam do wniosku, że czas już iść do domu, po drodze jakieś zakupy i dopakować torbę. Po drodze myślałam czy zadzwonić do męża, który był w delegacji. Mama weszła do sklepu i sam zadzwonił telefon. To był mąż. Powiedziałam, że się zaczęło. Chyba bardziej panikował niż ja. Uśmiałam się.
Doczłapałam do domku, mama zrobiła sobie kawę. Zadzwoniłam po teściową, która mieszkała blok dalej. Przyszła i tak sobie siedziałyśmy do czasu, aż złapały mnie bóle z krzyża. Skurcze co 3 min. Była godzina ok.22, więc zadzwoniłam po koleżankę. I wszystkie pojechałyśmy do szpitala. Tam oczywiście setki pytań. Przeszłam na porodówkę. Badanie ginekologiczne – brak rozwarcia. KTG – brak skurczy. Co jest?! Ja już ledwo oddycham na leżąco, marzę o spacerze, a oni mówią, że to nie możliwe żebym rodziła, ale poczekamy… zobaczymy. Mama z teściową zostały odesłane do domu. Od tamtej pory byłam na nogach – spacer po oddziale (jakoś nie nudziło mi się chodzenie w kółko), rozmowy z położną. Byłam tak spokojna, że położna się dziwiła.
Przyszedł lekarz, mówi że rozwarcia jak nie było, tak nie ma – podano mi czopek przed godz. 2.00. Co chwila KTG i dalej spacery, oddychanie. I tak do godziny ok. 3.30. Lekarz przebił mi worek, chwilę poleżałam, pogadałam, pośmiałam się. Zbadano mnie. Rozwarcie na 8cm i mój krzyk „Idzie!!!”. Więc zaczęła się akcja. Parłam ile sił, nacięto mi krocze. 10 min, 3 parcia i… „Ma pani córkę!”, a ja oczywiście zdziwiona, że już tak szybko skoro mało co czułam, ale darłam się (efekt oglądania filmów o porodach). Położyli mi ją na brzuchu, była taka malutka i drobna. W między czasie wyskoczyło łożysko.  Małą zabrali, mnie przenieśli na „samolot” do zszycia. Zrobili co tam trzeba i wywieźli na korytarz przed porodówką, bo sala była zajęta przez dziewczynę, która urodziła przez CC przede mną – do dzisiaj mamy ze sobą kontakt (spotkania, zakupy wspólne). Przyszła położna z wiadomościami: 2800g, 52cm i 10 pkt. Oczywiście gdybym mogła, to bym od razu pobiegła na noworodki… Nawet mi sen odszedł. Już po godz. 4 zaczęłam wydzwaniać. Pierwsze do męża, potem rodzice, siostry, koleżanki najbliższe. Reszta dowiedziała się wieczorem przez fb. Sweet focia musiała być ;)
Jak przynieśli małą do mnie na salę, zrobiłam się zazdrosna. Bo przychodziło tyle osób w odwiedziny i nosili ją. Mąż przyjechał tego samego dnia. Bez słowa podszedł i wziął małą – a mówił, że nie weźmie bo się będzie bał! Po 4 dniach wróciłam do domu z Martynką.
Dziewczyny, nie taki diabeł straszny jak go malują. To jest najpiękniejszy ból jaki może przeżyć kobieta (i na pewno lżejszy niż ból zęba, który niedawno przeszłam – myślałam, że oszaleję).
Martynka ma już prawie 3 lata. Jest wesoła, szybka, sprytna. No i oczywiście mądrzejsza od nas wszystkich w domu :)
W marcu zostanę po raz drugi mamą. Termin mam na 13.03.2015 – imieniny mojej mamy. Już nie mogę się doczekać!

Zdjęcie aktualne – z wiosennej sesji, robionej przez moją koleżankę/fotografa.

Cieszę się bardzo, że w tak pozytywny sposób wspominasz narodziny swojej córeczki i życzę, aby kolejny, czekający Cię poród był wspominany przez Ciebie w ten sam sposób. I tak po cichu powiem… Liczę na to, że wspomnieniami z tego drugiego porodu także podzielisz się z nami – Dumnymi Mamami :-)
Dużo zdrówka i szczęśliwego rozwiązania!

Już niebawem ukażą się kolejne nadesłane przez Was opowieści… Wszystkie znajdziecie w zakładce Opowieści porodowe.

Może i Ty chciałabyś podzielić się z nami relacją z tego najszczęśliwszego dnia swojego życia? Jeśli masz ochotę – KLIKNIJ TUTAJ, ABY WYSŁAĆ SWÓJ OPIS! :-)
A w wolnej chwili zapraszam do galerii naszych pociech – to miejsce, w którym możesz pochwalić się swoim cudem! 

Podoba Ci się?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *