Dumna mama Małgorzata podzieliła się z nami swoimi wspomnieniami. Jak sama pisze, ciąża i jej córeczka to szczęście obarczone strachem… Dlaczego? Co takiego się wydarzyło? Przeczytajcie same…
Gdy dowiedziałam się że jestem w ciąży miałam 24 lata, niby nie za dużo nie za mało, ale wiedziałam że moje życie zmieni się o 360 stopni i obawiałam się czy podołam…
Po chwili strachu nastąpiła wielka radość moja,męża i rodziny. Radość ta trwała do 13 tygodnia gdy okazało się że mam bardzo wysokie nadciśnienie. No i zaczęła się wędrówka po szpitalach. Jednak trafiłam w ręce lekarza który poprowadził ciąże tak, że mimo iż była ciążą wysokiego ryzyka i wymagała oszczędzania się -przebiegała spokojnie. Jednakże poród miał być wywołany w 38 tygodniu ciąży. I był. Ale skórcze mimo podawanej oksytocyny nie pojawiały się. Zaproponowano mi by usiąść na piłce przy asekuracji mojego męża. No i zaczęło się… Spadające tętno dziecka- natychmiast przyszedł lekarz, który prowadził moją ciążę- akurat miał dyżur. Zbadał mnie a potem już wszystko działo się błyskawicznie. Okazało się, że wypadła pępowina, która dusiła moją córeczkę ciągnąc ją. Lekarz całą drogę na salę operacyjną podtrzymywał pępowinę, by nie cisnęła, by dać szansę na przeżycie mojej małej kruszynce. Gdy znalazłam się na stole operacyjnym i pielęgniarka podała mi zgodę do podpisu lekarz ja wyrzucił mówiąc, że nie ma czasu na papiery. Zasnęłam. A gdy obudziłam się czułam tylko ogromny ból i strach… strach którego smak czuję do dziś. Pytałam półprzytomna czy Emilka żyje i czy jest dotleniona. Bałam się ogromnie czy to wszystko co ja spotkało nie spowoduje, że będzie chora. Mąż uspokajał, że wszystko jest w porządku, ale ja tak strasznie się bałam o jej życie, o zdrowie… Dziś Emilka jest cudowną 3,5 letnią iskiereczką. Naszym wielkim małym szczęściem. Szczęściem, które od początku do samego końca było obarczone strachem. Mamy ją dzięki Lekarzowi, który w ciąży dał nam nadzieję, że ja donoszę – gdy inni lekarze spisywali ją na straty, a na końcu uratował jej życie. Inna lekarka 2 lata po porodzie gdy byłam na zwykłej wizycie ginekologicznej zapytała dlaczego rodziłam poprzez cesarskie cięcie. Powiedziałam jej, że wypadła pępowina. Stanęła i zapytała czy dziecko żyje. Odpowiedziałam że tak, a Ona na to czy jest zdrowe, odparłam że tak. Powiedziała – ” ja w swojej karierze medycznej miałam 3 przypadki wypadnięcia pępowiny, dwoje z tych dzieci zmarły”… zrobiło mi się słabo. Gdy patrzę teraz na swoje dziecko wiem że jest Naszym cudem, darem od losu za który każdego dnia dziękuję Bogu….
Uf, Twoje wspomnienia trzymają w napięciu. Wiele słyszałam od wypadnięciu pępowiny i naprawdę, szansa na to by dziecko przeżyło i było całkowicie zdrowe jest znikoma więc tym bardziej… Twoja córeczka to prawdziwy dar od Boga! ♥
Dużo zdrówka dla Emilki! ♥
Już niebawem ukażą się kolejne nadesłane przez Was opowieści… Wszystkie znajdziecie w zakładce Opowieści porodowe.
Może i Ty chciałabyś podzielić się z nami relacją z tego najszczęśliwszego dnia swojego życia? Jeśli masz ochotę – KLIKNIJ TUTAJ, ABY WYSŁAĆ SWÓJ OPIS! :-)
A w wolnej chwili zapraszam do galerii naszych pociech – to miejsce, w którym możesz pochwalić się swoim cudem! ♥