Dumna mama Monika nie urodziła tak, jak chciała, ale mimo wszystko nie ma do nikogo żalu. Cieszy się, że wszystko skończyło się dobrze…
Z powodu infekcji wewnatrzmacicznej połowę miesiąca spędziłam w szpitalu. Termin porodu minął i w dalszym ciągu nic się nie działo, z niecierpliwością czekaliśmy na jakiś znak że Nasze Malenstwo chce do Nas dołączyć. Dokładnie tydzień temu odeszły mi wody, 2 godziny po amnioskopii. I… na tym koniec. Żadnych skurczy, rozwarcie zatrzymało się na 4 cm. Po kilku godzinach lekarz zdecydował o podaniu oksytocyny i wraz z partnerem spacerowałam wokół porodowki podłączona pod kroplówkę. Sztuczne skurcze mnie wykanczaly więc o 21.00 lekarz postanowił mnie uśpić i poczekać aż naturalne skurcze postawią na nogi. I kolejna niespodzianka, naturalne skurcze nie dały mi zasnąć. Decyzja o cesarskim cieciu była ekspresowa, bylam tak umeczona ze jedyne co pamiętam to słowa „pani nie urodzi a ciążę musimy zakończyć”… O 21.40 Syn był na świecie, tak okrecony pepowina ze przy dalszych probach moglby sie udusic… Teraz juz nie czuje żalu ze lekarz zwlekał tak długo, tylko wdzięczność ze wszystko skończyło sie dobrze.
I Nasz duży zdrowy chłopak jest juz z Nami w domu!
I masz rację Moniko – najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło! :-)
Dużo zdrówka dla Synusia. A ten mały przystojniak na zdjęciu to właśnie ON! ♥
Już niebawem ukażą się kolejne nadesłane przez Was opowieści… Wszystkie znajdziecie w zakładce Opowieści porodowe.
Może i Ty chciałabyś podzielić się z nami relacją z tego najszczęśliwszego dnia swojego życia? Jeśli masz ochotę – KLIKNIJ TUTAJ, ABY WYSŁAĆ SWÓJ OPIS! :-)
A w wolnej chwili zapraszam do galerii naszych pociech – to miejsce, w którym możesz pochwalić się swoim cudem! ♥