Dumna mama Ania opisała dla nas swoje wspomnienia z porodu. Wspomnienia niełatwe, bo… przeczytajcie same!
Całą ciążę znosiłam raczej dobrze. Badania wszystkie w normie, kolejne usg utwierdza mnie w przekonaniu że będę mię synka. Termin porodu wyznaczono na 30 czerwca 2013 roku. Oczywiście wielkie szczęście, szykowanie na przyjęcie dziecka. Minął 30 zaczął sie lipiec ale byłam spokojna. 4 lipca zgłosiłam sie z mężem na kolejne USG. Mój ginekolog poprosił innego ginekologa aby skonsultować sie. I w tej chwili zaczęłam sie denerwowac..Usłyszałam ze przepływy są w porządku natomiast łożysko bylo juz w III stopniu a co najbardziej zaniepokoiło mnie i lekarzy to malo wód płodowych.. Co prawda wypuścili mnie do domu ale miałam obserwować czy wody sie sączą i przede wszystkim (oczywiście wprost to nie zostało powiedziane) współżyć z mężem. Nic się do poniedzialku 8 lipca nie zmieniło wiec wyruszyliśmy do szpitala. Po badaniach położyli mnie na patologię ciąży i kazali leżeć ( NO ILE MOŻNA LEŻEĆ) przeleżałam caly dzień. Za to wtorek zmienił cale moje życie. Rano zapadła decyzja ze w środę 10 lipca będą wywoływać poród. Jeszcze do męża dzwonilam z wiadomościami kiedy usłyszałam wezwanie mnie na ktg. Poszłam położyłam sie i nagle cisza.. Widzę jak położna szuka nerwowo tętna dzieci ale nic nie słychać..widzę coraz większe przerażenie na twarzy położnej. Usłyszałam jak przez mgłę że mam wziąć podkłady i jadę na porodówkę. Jak robot wzięłam podkłady i telefon i usiadłam na wózek. Po przewiezieniu mnie na porodówkę podłączyli ktg i… wszystko w porządku.. Serce maluszka bije normalnie.. Przyszedł mój lekarz powiedzial ze juz dzisiaj wywołają poród i ze jak przyjdzie wieczorem na dyżur to zobaczy synka. Jeszcze pisałam sms z mężem kiedy nagle tętno dziecka ucichło a wszystko wokół zaczęło piszczeć.. Błyskawiczna akcja położnych i lekarza. Diagnoza -wewnątrzmaciczna zamartwica płodu decyzja – CC. Jedna położna mnie rozbiera inna podłącza kroplówkę i cewnik. Jeszcze pytam się czy mogę zadzwonic do męża powiedzieli ze mam tyle czasu ile będziemy jechac na sale operacyjną. W tym momencie dzwoni szwagierka mowie jej ze cos jest z synkiem i biorą mnie na cc.proszę żeby zadzwoniła po męża. Szybkie wkłucie w kręgosłup i za chwile nic nie czuje od pasa w dół. Lekarz widzi jaka jestem przerażona zagaduje mnie jakie imię wybrałam. Mowie ze Igor ale kątem oka widzę caly sztab lekarzy z inkubatorem.. Łzy lecą mi nie potrafię nad nimi zapanować jedynie modle się żeby synek żył.. Po chwili słyszę płacz.. Płacz mojego synka… I widzę go przez chwilę. Słyszę ma pani pięknego synka. Ma 56 cm i wazy 2700g ! (to po tatusiu ) po chwili przychodź neonatolog i mówi ze Igorek ma 10 pkt. Odeszlo wszystko… Caly stres.. Przewieźli mnie na oddział poporodowy dzwonie do męża ze mamy synka! Mąż zdziwiony rzuca wszystko i zaraz będzie. Dzwonie do teściowej. Szwagierka dzwonila do niej juz do nas jedzie. W międzyczasie kontaktowała sie z lekarzem wie ze bylo bardzo źle i musiało tak się skończyć.. Synek byl caly zaplatany w pępowinie.. Teraz Igorek ma 19 miesięcy i jest BARDZO żywym dzieckiem :) choc dalej szczupłym po tatusiu :)
Aniu, Twoja opowieść niezwykle trzyma w napięciu. Nawet nie wiesz jaka to ulga dla czytelnika, gdy na końcu dowiaduje się, że cała historia kończy się szczęśliwie a Igorek jest dziś zdrowym chłopakiem :-)
Dużo zdrówka życzę całej Waszej rodzinie! ♥
Już niebawem ukażą się kolejne nadesłane przez Was opowieści… Wszystkie znajdziecie w zakładce Opowieści porodowe.
Może i Ty chciałabyś podzielić się z nami relacją z tego najszczęśliwszego dnia swojego życia? Jeśli masz ochotę – KLIKNIJ TUTAJ, ABY WYSŁAĆ SWÓJ OPIS! :-)
A w wolnej chwili zapraszam do galerii naszych pociech – to miejsce, w którym możesz pochwalić się swoim cudem! ♥