Bóg wie najlepiej kiedy dziecko ma przyjść na świat… – opis dumnej mamy Oli

Dumna mama Ola nadesłała do nas opis swojego porodu. Opis obszerny i bardzo szczegółowy, ale myślę, że warto przeczytać! Zachęcam! :-)

W ciążę zaszłam mając 18 lat. Odkąd pamietam chciałam mieć dziecko i mimo młodego wieku i lekkiego strachu, byłam przeszczęśliwa. Było to pod koniec klasy 2 liceum, zgłosiłam wszystko w szkole, wytłumaczyłam sytuację. Były rozmowy z nauczycielami, rodzicami, pedagogami, wiadomo, ale nie przejmowałam się tym. Okazało się, że ciąża jest zagrożona, musiałam brać leki na podtrzymanie, wiec skupiałam się tylko na ratowaniu mojej Dzidzi. Mimo tego udało mi sie uzyskać świadectwo z paskiem, nauczyciele i rodzice przestali sie martwić że sobie nie poradzę. W klasie nie mówiłam nikomu, ze zostanę mamą, lecz plotki szybko się rozeszły, także wsród nieznajomych :) We wrześniu miałam wrażenie, ze jestem główna atrakcją szkoły – wszyscy patrzyli na mnie, niektórzy z pogardą, niektórzy z szokiem. Było mi z tym cieżko, widziałam ze o mnie rozmawiają, szczególnie, ze z dnia na dzien miałam coraz większy brzuszek. Koleżanki pytały tylko czy duzo przytyłam i czy mam rozstępy. Nie denerwowałam się tylko dlatego, ze nie chciałam żeby odbiło sie to na mojej córeczce oraz dlatego, ze cały czas wspierał mnie moj narzeczony :) W międzyczasie napisałam próbna maturę, jako jedna z lepszych w klasie a w grudniu wzielam ślub :) Od stycznia miałam nauczanie indywidualne w domu, bo termin porodu przypadał mi na 12.02. Jednak dowiedzieliśmy się, że mam rodzic dwa tygodnie szybciej! Byłam w szoku, tak jak i mój mąż, ale nie mogliśmy sie doczekać. Nastał koniec stycznia a tu nic sie nie dzieje. Chodziłam regularnie na ktg, wychodziłam na spacery, ćwiczyłam i sprzątałam mieszkanie, ale naszej córeczce było widac bardzo dobrze w brzuszku :) W terminie porodu poszliśmy do ginekologa, jednak powiedział ze nadal nic sie nie dzieje i ze prawdopodobnie urodzę za tydzien. Byłam załamana, bo juz strasznie nie mogłam sie doczekać córeczki, szczególnie ze nastawiłam sie na to, ze przyjdzie na swiat szybciej :( Położna powiedziała, żebyśmy 8 dni po terminie stawili się do szpitala. Liczyłam na to, że do tego czasu urodzę, ale niestety. Dzien przed moimi 19 urodzinami zostałam przyjęta na oddział, gdzie powiedziano mi, że jutro poród będzie wywoływany. Pomyslałam, ze super, w moje urodziny, ale jednak mimo wszystko miałam wrażenie, ze będzie to dzień pózniej. Urodziny przeleżałam w szpitalu, odwiedził mnie moj maz, mama i przyjaciółka, ale niestety ze względu na panująca grypę mogli byc krótko :( Na obchodzie powiedzieli mi, że wg ich obliczeń wcale nie jestem po terminie (!), ale teraz tego nie udowodnią i zostanę do porodu w szpitalu. Myśle sobie – świetnie, mogli to obliczyć wczesniej, pewnie poleze tu z tydzien albo dwa. Wieczorem modliłam sie o to, zeby juz urodzić. Jesteśmy z mężem bardzo wierzący, Janek powiedział że Bog wie najlepiej kiedy dziecko ma przyjść na swiat i nic sie nie dzieje bez przyczyny. No wiec pomyslałam „Boze, obdarzyłeś nas tym dzieckiem i Ty wiesz kiedy Helenka ma się urodzić. Jezeli taka jest Twoja wola, proszę żebym urodziła jutro, oddaję Ci nas w opiekę” i zasnęłam. Co dwie godziny miałam mierzone tętno córeczki. Obudziłam się o 5 z bólem brzucha. Miałam takie często, wiec to zbagatelizowałam. Wstałam do toalety i położyłam sie z powrotem. Byłam zła ze sie obudziłam, chciało mi sie spac ale za 20min miała przyjść polozna, wiec zastanawiałam sie czy opłaca mi sie zasypiać ;) Nagle poczułam pęknięcie w brzuchu i cieknące wody płodowe. Byłam w szoku, nie wiedziałam czy dzwonić najpierw po męża czy wzywać lekarzy! Wcisnęłam guzik przywołujący położną, a ona zadzwoniła na porodówkę. W międzyczasie przebrałam się, wzielam potrzebne rzeczy i zadzwoniłam po męża. Byłam zdziwiona, że odebrał telefon, bo zazwyczaj ciezko go dobudzić :) „Janek przyjedź, wody mi odeszły” powiedziałam. „Aha no spoko… CO, JAK TO CI WODY ODESZŁY?!” – cały przestraszony ;) Wytłumaczyłam, że dzisiaj bedziemy rodzić i ze ma przyjechać do szpitala. Podłączyli mnie do ktg, zadali podstawowe pytania i tak polezalam godzinę. Rozwarcie na 2,5 cm czyli bez zmian, a skurcze lekkie i jedynie w dole brzucha. Po godzinie mysle sobie gdzie ten moj mężczyzna sie podziewa, skurcze mam coraz mocniejsze i zaczynam sie denerwować. Zadzwoniłam, wychodzi z domu – dopiero do niego dotarło, że się zaczyna poród :) Jak przyjechał poszliśmy pod prysznic, bóle miałam juz dość mocne. Położne pozwoliły mi cos zjeść, żebym miała siłę na poród. Z bólu ledwo wcisnęłam w siebie kanapkę i ciastko, piłam ciagle wodę. Po 3h od odejścia wód bol był juz przerażający, a rozwarcie nadal takie samo. Poprosiłam o cos przeciwbólowego, które nie dało mi dosłownie nic, wiec nie wiem nawet po co to było. Dali mi za to oksytocynę, co spowodowało jeszcze większy ból. Skurczów nie było widac na ktg i nikt nie wierzył, że je czuje! Myślałam ze odlecę. Byłam skłonna wziąć znieczulenie zewnątrzoponowe, ale przed porodem ciagle wpajalam mężowi – nie zgadzaj sie, gdy bede chciała znieczulenie, boje się, że podadzą mi za dużo i skończy się porodem kleszczowym albo próżniowym. Całe szczęście ze jest asertywny i gdy błagałam go zeby sie zgodził, stanowczo mówił nie :) Z bólu jednak zapytałam położną czy jest możliwość znieczulenia i jakie sa konsekwencje, powiedziałam o moich obawach, a ona je potwierdziła – nikt mi nie zagwarantuje że wszystko bedzie w porządku. No coz, pomyslałam, przynajmniej jest szczera. Nie zgodziłam sie wiec. Z bólu juz płakałam, przyszedł do mnie anastezjolog i powiedział ze jeżeli boje sie znieczulenia, mogą mi podać bardzo silny lek przeciwbólowy ale mogę wtedy się zle czuć, otumaniona i troche nie kontaktować. Powiedziałam, ze jezeli nie zaszkodzi to mojemu dziecku to zeby podał mi to jak najszybciej :) Podpięli mi kolejna kroplówkę, oprócz oksytocyny, gdy rozwarcie było na 4cm – 6h od odejścia wód. Faktycznie podziałało, ale w dziwny sposób – czułam ze mnie boli mocno, ale jakby to do mnie zupełnie nie docierało, nawet przysypiałam. Uspokoił mi sie oddech. Po godzinie odpięli mi oksytocynę i pozwolili iść znowu pod prysznic. Wtedy, jak wstałam, dostałam potwornych bóli. Pod prysznicem byłam z 5min bo nie dawałam rady siedzieć na piłce. Wróciłam na łóżko, mąż dzielnie masował mi krzyż. Czułam juz bóle parte, a położnych nie było. Wysłałam męża, zeby kogoś zawołał bo zaraz urodzę. Odesłano go jednak z kwitkiem, bo „wszystkie położne są w innych salach porodowych, wszystkie panie akurat rodzą”. Pomyslałam, ze chyba jakies żarty. Zaczęłam dzwonić guzikiem przywołującym personel. Przyszła jedna kobieta i zapytała czy cos sie stało. Nieee, pomyslałam, tak dzwonie dla zabawy. Uznałam jednak, że nie bede niemiła i powiedziałam, ze mam straszne bóle i proszę, żeby przyszła polozna. Powiedziano mi, ze zaraz przyjdzie. Nie przyszła. Dzwoniłam kolejny raz, przyszła inna babka i powiedziała to samo. Po kolejnym skurczu zadzwoniłam znowu i powiedziałam że maja mi sprawdzić rozwarcie, bo zaraz urodzę. Zadowolona pani nie była, ale sprawdziła. „10cm, 90% przyparcia, pani zaraz urodzi!”. Wybiegła z sali, krzyknęła „RODZIMY NA DWÓJCE!” – tych słów nigdy nie zapomne. Zaraz przybiegły trzy położne, dwóch lekarzy, anestezjolog i dwóch neonatologów. Chyba ich tak duzo, ze względu na podany mi wczesniej lek. Podali mi żel położniczy, odłączyli kroplówkę i podali jakis lek neutralizujący działanie tamtego, ponieważ był zbyt silny dla dziecka. Kazali mi przeć, kompletnie nie wiedziałam jak. Bardzo wspierał mnie mąż, przytrzymywał mi głowę i ściskał rękę. Drugą rękę trzymała mi jakaś lekarka. Po 5 minutach, przy drugim parciu urodziłam naszą piękną córkę :) Zdecydowanie mogę powiedzieć, ze wzięcie swojego dziecka pierwszy raz w ramiona to najpiękniejsze uczucie na świecie. Mimo rożnych opinii odnośnie bycia młoda matką, jestem z siebie i z mojej córki bardzo dumna :) No i z męża, dzielnie znosił moje niezadowolenie i wspierał mnie ogromnie, za co jestem mu wdzięczna bardzo i naprawdę, każdej kobiecie życzę takiego wsparcia przy porodzie. Co do samego porodu – nie bede kłamać, ze nie bolało, bo bolalo i to niemiłosiernie, ale racją jest to, ze wszystko sie zapomina. Patrząc na moją córeczkę, wiem, że było warto. :)

Nie ma odpowiedniego czasu na dziecko. Tak trzymajcie i nadal twórzcie taką wspaniałą rodzinę!
Dużo zdrówka dla córeczki! ♥

Już niebawem ukażą się kolejne nadesłane przez Was opowieści… Wszystkie znajdziecie w zakładce Opowieści porodowe.

Może i Ty chciałabyś podzielić się z nami relacją z tego najszczęśliwszego dnia swojego życia? Jeśli masz ochotę – KLIKNIJ TUTAJ, ABY WYSŁAĆ SWÓJ OPIS! :-)

A w wolnej chwili zapraszam do galerii naszych pociech – to miejsce, w którym możesz pochwalić się swoim cudem! ♥

Podoba Ci się?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *