Dumna mama Dorota również postanowiła podzielić się z nami swoim opisem porodu. Zachęcam do lektury! :-)
Czytam Wasze historię a teraz opowiem swoją…. Dwa lata temu po 8 latach małżeństwa zdecydowaliśmy się z mężem na dziecko. Udało się za pierwszym razem zobaczyć 2 kreski na teście…. jednak ciąża trwała tylko do 9 tygodnia, samoistne poronienie. Byłam totalnie załamana psychicznie …. aż po 2 latach postanowiliśmy znowu spróbować…i udało się, znowu za pierwszym razem 2 cudne kreski. Ciąża przebiegała różnie, pierwszy trymestr spędziłam w łóżku z powodu nie powściągliwych wymiotów, które zdarzały się po 15 razy dziennie, traciłam na wadze co mnie okropnie stresowało. Kiedy wreszcie dotarłam do upragnionego 9 miesiąca czas nagle stanął w miejscu. Nie mogłam się doczekać porodu. Moją ciążę prowadził cudowny lekarz z powołania. Z uwagi na sporą wagę dziecka (ok.3800g) „groziło” mi cesarskie cięcie, którego bardzo nie chciałam. Miałam nadzieję że urodzę naturalnie do 38 tygodnia lecz tak dotrwałam do 42 tygodnia ciąży! Po terminie porodu zgłosiłam się do szpitala na KTG, byłam przez kilka dni odsyłana do domu, żyłam w coraz większym stresie, ze Maleństwu może się coś stać, że wody będą stare, że się udusi, że będzie nie dotleniony…. Jeździłam do szpitala z nadzieją, że wreszcie mnie położą na oddziale aż w środę rano postawiłam na swoim w szpitalu i powiedziałam że czuję, że już muszę zostać bo kończę 42 tydzień przecież, ileż można mnie odsyłać do domu?! Mój lekarz prowadzący interweniował w szpitalu i wreszcie mnie przyjęto. Dał mi czas do soboty rano- jeśli do tego czasu nie urodzę robimy cięcie. Z uwagi na brak jakiegokolwiek rozwarcia otrzymałam cewnik Foleya… na 24 godz. Wiele mi nie rozciągnął rozwarcia bo tylko 1cm!!! Po 24 godz dostałam pierwszą dawkę oksytocyny na 6 godzin…. zero postępu. Mąż czuwał zdenerwowany cały czas przy mnie w szpitalu, oboje byliśmy już zmęczeni. Po interwencji mojego lekarza prowadzącego położono mnie na porodówkę w czwartek i podano kolejną dawkę oksytocyny. O 4 nad ranem zaczęły się skurcze….odeszły mi wody,niestety już były zielone. Jak usłyszałam od położnej, że wody są już zielone modliłam się cały czas żeby dziecko było zdrowe. Mój lekarz tego dnia jak na złość nie miał dyżuru ale cały czas byliśmy w kontakcie telefonicznym, nadzorował personelem telefonicznie i trzymał kontrolę nad wszystkim. Wreszcie o godzinie 19.25 po godzinnych skurczach partych na świat przyszedł mój upragniony Oliwier. Mąż był cały czas na porodówce, wspierał mnie i pomagał. Trafiłam również na cudowne położne, które się mną opiekowały i pomagały bardzo przy porodzie. Gdyby nie mój lekarz prowadzący, który dopilnował żeby się mną wreszcie zainteresowali w szpitalu nie wiem co by było. Będę mu wdzięczna z mężem do końca życia. Po porodzie w ciągu jednej chwili zapomniałam ile się namęczyłam, zapomniałam o bólu ujrzawszy całego zdrowego Synka.
Najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło, dumna mamo! ♥
Dużo zdrówka dla Twojego synusia! ♥
Już niebawem ukażą się kolejne nadesłane przez Was opowieści… Wszystkie znajdziecie w zakładce Opowieści porodowe.
Może i Ty chciałabyś podzielić się z nami relacją z tego najszczęśliwszego dnia swojego życia? Jeśli masz ochotę – KLIKNIJ TUTAJ, ABY WYSŁAĆ SWÓJ OPIS! :-)
A w wolnej chwili zapraszam do galerii naszych pociech – to miejsce, w którym możesz pochwalić się swoim cudem! ♥