Dumna mama Dorota również postanowiła podzielić się z nami swoimi porodowymi wspomnieniami. Zachęcam do lektury! :-)
Pewnego dnia po prostu stwierdziliśmy Czas na dziecko. Minął miesiąc od tej decyzji i okazało się, że jestem w ciąży. Szok, bo tak szybko. Radość. Cała ciąża mija idealnie. Ale pod koniec nic się nie dzieje. Termin mija, lekarz wystawia skierowanie do szpitala. Jest piątek, pojawiam się w szpitalu, ale tam słysze żeby przeczekać w domu. W sumie fajnie bo szwagier ma urodziny. Jak ustalono w piątwk, w poniedziałek jestem w szpitalu. Leci drugi tydzień po terminie a tu nic się nie dzieje. Na sali leże z dziewczyna jak ja po terminie i z dziewczyną na podtrzymaniu. Fajnie. W nocy sytuacja, której być nie powinno. Osoba wiedząca, że już jestem w szpitalu wprowadza zamęt (skusiło mnie zerknąć na fb). Nerwy, stres, łzy. Uspokoiam się i zasnęłam. Ktg wyszło z rana ok. Decyzja lekarza; wywołujemy. O 11 jestem wraz z Martyną (dziewczyną z sali) na porodówce. To chodzimy z kroplówkami, to pod ktg leżymy. Syty obiadek zjedzony, bo karmili w szpitalu bardzo dobrze. U niej są skurcze, a u mnie cisza. Idziemy na sprawdzenie czy serduszko bije naszym córeczką. Podchodze pierwsza, w tym skurcz, ale co to moje dziecko kopie a tętno ma za wysokie. W tym momencie w głowie już myśl: Cesarka. Kazali mi sie kłaść pod ktg. Zero skurczy. Zastrzyk na uspokojenie nic nie daje. Muzyka czerwone światło i maz obok. Nadal to samo. Stwierdzenie trachykardia mojego maleństwa. I decyzja cesarka. Łzy, alw tak być musi. Mówią o 18 panią bierzemy. Wiec wstaje do ubikacji a tam pielęgniarka w kitlu i chwyta mnie pod pache. A ja szok ze to juz a jest przed 17. Drogi na sale operacyjna nie pamietam. Nie wiem czy dalam buzi mezowi. Nie wiem co on czul wtedy. Znieczulenie. Nogi na stol. Podlaczenie aparatury i genialny anestezjolog. Rozbawial mnie. Lekarka prowadzaca moja cesarke mowi po kolei co robia. Slysze zaraz ja bedziemy miec i krzyk krotki. Boze to mija córka. Łzy. Widziałam mojego zielonego stworka. I slowa lekarki to byl ostatni dzwonek. Zielone wody i owinieta pepowina. Gdy dostalam ja obok buzi plakalam i sie smialam. Patrzala na mnie tymi swoimi slepkami. 2.12.2014 godz. 17.10 i 3.970kg oraz 58cm mojego szczescia.
Uf, najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło! ♥
Dużo zdrówka dla Twojej uroczej córeczki! ♥
Już niebawem ukażą się kolejne nadesłane przez Was opowieści… Wszystkie znajdziecie w zakładce Opowieści porodowe.
Może i Ty chciałabyś podzielić się z nami relacją z tego najszczęśliwszego dnia swojego życia? Jeśli masz ochotę – KLIKNIJ TUTAJ, ABY WYSŁAĆ SWÓJ OPIS! :-)
A w wolnej chwili zapraszam do galerii naszych pociech – to miejsce, w którym możesz pochwalić się swoim cudem! ♥