„To moje ciało, mój poród i moje dzieci” – tymi słowami komentuje tę sytuację dumna mama Gerri Wolfe. Jaką sytuację? Otóż już wyjaśniam…
22 grudnia 2014 roku australijska 41-letnia kobieta urodziła dwie córeczki z ciąży bliźniaczej. Nie było by w tym nic zaskakującego gdyby nie fakt, że do cesarskiego cięcia asystowała… ona sama. Tak, to prawda! Sama wyjęła sobie dzieci z jamy brzusznej i tuliła skóra do skóry podczas trwania operacji. To ona jako pierwsza trzymała je w rękach. Na uwagę zasługuje także fakt, że to jej… 10 i 11 dziecko :-)
Tak. Ta australijka miała dziewięcioro dzieci. 4 z nich zostało urodzonych naturalnie, następna 5 jednak poprzez cesarskie cięcie. Smutek więc ogarnął ją, gdy usłyszała wiadomość o tym, że ciąża bliźniacza także zakończy się operacyjnie. Postanowiła coś zmienić. „Moje poprzednie cesarki były bardzo sterylne, chirurgiczne i bezosobowe.” Dlaczego więc nie przyjąć porodu osobiście? Długo negocjowała ze swoim lekarzem, który w końcu wyraził zgodę na tego typu asystę. Oczywiście konieczne było odpowiednie przygotowanie do całej procedury (zarówno psychiczne – głównie dokształcenie z zakresu położnictwa inwazyjnego jak i fizyczne – odpowiednie jałowe rękawice). Zgodę wyrażono, ale poród musiał odbyć się w skrajnie jałowych warunkach, by nie stanowiło to zagrożenia dla nowonarodzonych dziewczynek.
(źródło: http://www.dailymail.co.uk)
(źródło: http://www.dailymail.co.uk)
Cały zabieg został przeprowadzony normalnie, według schematów. Z jedną różnicą na końcu. Otóż to nie lekarze, a właśnie ta mama wyjęła własne dzieci z brzucha i położyła na swojej klatce piersiowej. Na wyraźne pozwolenie lekarzy obecnych przy cesarskim cięciu. Wszystko odbyło się bez komplikacji w sterylnych warunkach. W ten sposób na świat przyszły Matilda i (minutę później) Violet. Matilda ważyła 3050g, natomiast Violet tylko 2540g. Wydarzenie na światową skalę miało miejsce w John Hunter Hospital w Newcastle. Dziewczynki urodziły się zdrowe. Poniżej fotoreportaż z wydarzenia.
(źródło: http://www.dailymail.co.uk)
(źródło: http://www.dailymail.co.uk)
(źródło: http://www.dailymail.co.uk)
(źródło: http://www.dailymail.co.uk)
(źródło: http://www.dailymail.co.uk)
(źródło: http://www.dailymail.co.uk)
Dumne mamy, co Wy na to? Odważyłyście się na coś takiego? Jakie macie na ten temat zdanie? Piszcie śmiało! :-)
Źródło: http://www.dailymail.co.uk
Link do oryginalnego artykułu: KLIK
Gratuluję tej kobiecie odwagi! A właściwie to zazdroszczę. Na pewno to niesamowite uczucie, tak dotknąć dziecko od razu po narodzinach. Ja miałam tradycyjne cc i dostałam maluszka już umytego, po pół godziny od narodzin. Nie miałabym odwagi tak jak ona, ale zazdroszczę bardzo.
Owszem;) wszystko jest dla ludzi osobiście też dokonałam wyczynu nie aż tak spektakularnego ale też cos:) mianowicie po swoim drugim porodzie SN odcielam pepowine sama własnymi rękami :) nic wielkiego ale jednak jest wiez:)