Dumna mama Kamila nadesłała do nas dwa różne wspomnienia – z dwóch różnych porodów. Zobaczcie, jaka różnica!
Pierwsza ciąża, 7 miesięcy wymiotów + przy porodzie. Minął termin. Oddział ginekologiczny i obserwacja. Do szpitala przyszłam ze skierowaniem, rozwarcie 2cm, leżę. Jest środa. 8 dni po terminie. Lekarz powiedział, że jeśli dziś nie urodzę, jutro wywołujemy. Przez noc cisza. Jest jutro. O 7 czekam przed gabinetem. To nasz wielki dzień mój synu! Badanie – rozwarcie się zamknęło! Dalej czekamy. Zjadłam 2 słoiki malin (ponoć dobre na rozwarcie). Myślałam, że nie urodzę, że z brzuchem na Święto Zmarłych pójdę! (To była połowa września :P). Słoiki z malinami zrobiły swoje – o 17 zaczęłam mieć pierwsze skurcze. Położna mówi, że jak będą przez 2 godziny co 5 minut, to mam zawołać. Od 20 do 5 rano miałam co 7-8 minut. Od 5 do 7 rano co 5 minut. Przed 7 poszłam do toalety. Poleciał czop. Czekam, zwijając się z bólu o 7 przed gabinetem. Zbadana – tak, porodówka. Idziemy! Leżę na porodówce, ból nie do wytrzymania. Założono mi KTG, mam leżeć prosto, nie ruszać się. Myślałam, że umieram, ale to był dopiero początek mojej męki. Około 12 przyszedł lekarz (znajomy). Dał mi zastrzyk, żeby ciut stłumić ból. Miałam tę jedną godzinę wykorzystać na drzemkę. Zasnęłam! Zastrzyk przestał działać równo po godzinie. Lekarz pozwolił iść pod prysznic i kazał lać gorącą wodę na plecy. Będzie mniej bolało. Miałam bóle krzyżowe. Po prysznicu przyszłam z językiem na wierzchu na porodówkę. Dostałam oksytocynę. Poprosiłam o piłkę, bo stojąc/siedząc/kucając jakoś łatwiej przeżyć ten przeogromny ból. Wtedy, kiedy miałam na tę kulę siąść, złapał mnie kolejny skurcz. Położna pchnęła mnie na piłkę. Uderzyłam plecami o kant łóżka, sczepiona z kroplówką. Odechciało mi się piłki. Bolało jeszcze mocniej. Kazała się położyć. Patrzyłam z każdej strony na zegarek. Gdzie się nie obróciłam, tam był. Godziny leciały, ja nadal nie urodziłam :( Błagałam położną o pomoc. Podłączona do KTG usłyszałam: „Większa reakcja niż akcja”. Jakbym nie rodziła, to wstałabym z tego łóżka i trzepnęła ją w czambuł! Wyszła z sali. Nagle coś spada! Obija mi się o kolana! Krzyczę, wołam, myślałam, że dzieciątko wypadło! Przychodzi położna, z miną jak na ścięcie. Poszły wody. Czekamy nadal. Ból jest nie do wytrzymania, nikt nie pomaga, nawet wody nie poda :( Nagle, słyszę ciszę z KTG. Przekręcam się, szukam, gdzie tętno??!! Nie słychać! Krzyczę, bluzgam, błagam o pomoc! Przychodzi położna. Patrzy i krzyczy: „O k****! Lekarza! Natychmiast!”. Przez chwilę miałam urwany film. Albo z nerwów, albo z bólu. Słyszałam tylko stukot butów (kory), ktoś biegnie. Wpada lekarz. Każe przeć. Nic nie czuję, nie wiem kiedy. Parte już przeoczone :( Kładzie się na brzuch, położna z drugiej strony. Jeszcze jedna przecina krocze. Szczypnęło delikatnie, jakby komar ugryzł. Wszystko było już tak obolałe. Każą przeć, prę. Nie wiem nawet sama w którym momencie. Dziecko mi wypchnięto. Zabrali go, mojego synka :( Przyszli po jakimś czasie, położyli mi go. Przez stracone tętno i zbyt późną interwencję położnych, mój synek urodził się z krwiakiem w głowie :( Tak spędziłam 21h rodząc mojego pierworodnego ;) Po przewiezieniu na salę, poszłam prędko na oddział noworodków. Tam straciłam przytomność. Obudziłam się z powrotem na sali. Matką Polką też nie byłam, bo karmienie wyglądało nieciekawie ;) Ale udało się – przekarmiłam całe 3 tygodnie! Po 5 latach urodziłam córeczkę ;) O 7:00 byłam w szpitalu, o 8:30 była już na moich rękach :) To były zdecydowanie 2 różne porody, różny personel – ale ten sam szpital :) I ta sama miłość do dzieci! :)
Dumna mamo, najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło!
Dużo zdrówka dla Twoich pociech! ♥
Już niebawem ukażą się kolejne nadesłane przez Was opowieści… Wszystkie znajdziecie w zakładce Opowieści porodowe.
Może i Ty chciałabyś podzielić się z nami relacją z tego najszczęśliwszego dnia swojego życia? Jeśli masz ochotę – KLIKNIJ TUTAJ, ABY WYSŁAĆ SWÓJ OPIS! :-)
A w wolnej chwili zapraszam do galerii naszych pociech – to miejsce, w którym możesz pochwalić się swoim cudem! ♥