Dumna mama Natalia postanowiła podzielić się z nami swoją historią, niełatwą historią… Zapraszam do lektury!
Na Hanię czekaliśmy z niecierpliwością. Malutka wyprawiała w brzuszku na prawo i na lewo, aż w końcu przestała. Sześć dni do terminu, zostało zrobione kontrolne KTG – wszystko w porządku, rozwarcia brak, szyjka nie skrócona, więc czekamy dwa dni, a w tym czasie pić colę i zajadać czekoladę. Cztery dni do terminu i pierwsze wywoływanie, bo jednak chyba coś jest nie tak, skoro się nie rusza. Brak skurczów spowodował przeniesieniem na patologię ciąży i podawaniem przez trzy dni zastrzyków na wywołanie. Malutka dalej się nie ruszała. Prosiłam, błagałam, żeby coś zrobili – bez reakcji. Od lekarzy słyszałam ” jak kopnie Panią raz na dzień, to chyba żyje?”, ” idź zbadaj ile to coś waży”. Na moje pytania o zalecenia odpowiadali ” chodzić, czekać”. Dzień po terminie kolejne wywoływanie. Kroplówka była, skurcze się pojawiały, gdy kroplówka została odłączona – skurcze ustępowały. Zapłakana wróciłam na oddział. Drugi dzień po terminie ordynator na obchodzie przywitał mnie słowami „jeszcze tu jesteś? na kozetkę”. Po zbadaniu mnie zbladł i oznajmił tylko, że ” dzisiaj to kończymy, na porodówkę”. Gdy zaczęły się bóle parte położna powiedziała mi, żebym pchała bez względu na to, czy jest skurcz, czy nie. Dzięki temu, w środku popękało mi wszystko to, co mogło popękać. Po dziesięciu godzinach w bólu, drugi dzień bez jedzenia i na lewatywach, o godzinie 19.05 na świecie pojawiła się OWINIĘTA PĘPOWINĄ moja kochana córeczka – Hania. Była sina, wystraszona i nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Podczas czterdziestominutowego szycia tuliłam moje ponad trzy kilogramowe szczęście. Jak znalazłam się na położnictwie nie pamiętam, bo wycieńczona zemdlałam. Straciłam pokarm, Hania płakała dwie doby z głodu, gdyż położne na siłę przystawiały ją do piersi i nie chciały ją dokarmić. Poraniona, zapłakana i bezsilna pod łóżkiem karmiłam ją mlekiem modyfikowanym z butelki tak, by przypadkiem położne nie zauważyły. Nie potrafiłam usiąść, a co dopiero wstać. Pielęgniarki na siłę prowadziły mnie do łazienki, żeby się umyć, nie pozwalały w sali. W trzeciej dobie przetaczali mi krew, bym w końcu mogła wstać. Po pięciu dobach i przebytej żółtaczce wypisali nas do domu. Teraz Hania ma dwa miesiące i jest oczkiem w głowie mamy i taty.
Najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło Dumna Mamo! ♥
Dużo zdrówka dla Hani! ♥
Już niebawem ukażą się kolejne nadesłane przez Was opowieści… Wszystkie znajdziecie w zakładce Opowieści porodowe.
Może i Ty chciałabyś podzielić się z nami relacją z tego najszczęśliwszego dnia swojego życia? Jeśli masz ochotę – KLIKNIJ TUTAJ, ABY WYSŁAĆ SWÓJ OPIS! :-)
A w wolnej chwili zapraszam do galerii naszych pociech – to miejsce, w którym możesz pochwalić się swoim cudem! ♥