Dumna mama Sylwia opisała dla nas swoją historię. Historia ta nie jest łatwa, ale daje nadzieję kobietom w tej samej sytuacji, w której jeszcze tak niedawno była dumna mama Sylwia… Zachęcam gorąco do przeczytania!
Staraliśmy się o upragnione dziecko 1,5 roku a ono przyszło nieoczekiwanie! Niemożliwe? A jednak. Nic nie wskazywało na to,że Nam się udało; nowy kraj, nowe życie, nowa praca. Wszystko układało się idealnie. Powitaliśmy Nowy Rok a ja czułam się normalnie. Pod koniec stycznia myślałam,że dostałam choroby żołądkowej, bardzo mnie mdliło i byłam wyczulona na zapachy. Miesiączka nie przyszła od listopada, jednak miałam wcześniej problemy z regularnością miesiączek co również nie wzbudziło Naszych podejrzeń. Z końcem lutego poszłam do ginekologa, moim oczom ukazał się 14-tygodniowy płód! Wywijał nóżkami, rączkami, skakał po całej macicy. Łzy napłynęły mi do oczu, nie mogłam uwierzyć w Nasze WIELKIE szczęście! Byłam już po jednej stracie, tyle miesięcy, wylanych łez wraz z negatywnym testem, aż w końcu kiedy przestało być to Naszym priorytetem i zajęliśmy się innymi dalszymi planami – udało się. Całe 6 miesięcy miałam idealne, brak jakichkolwiek objawów, uciążliwości. Do szpitala trafiłam w skończonym 40 tygodniu, lekarze nastawiali mnie na to,że córka będzie miała ok. 4,5 kg. Pięć dni po terminie nadal brak akcji porodowej, lekarz przebił mi wody i zeszłam na porodówkę. Ból był ogromny, skurcze bardzo silne ponad 100%. Po 7 godzinach próby naturalnego porodu ordynator stwierdził brak postępu porodu, szyjka 4 cm i tak trafiłam na sale operacyjną. Lena urodziła się 27 sierpnia o 16.55 z wagą 4.140 kg i 53 cm długości. Jej pierwszy krzyk zapamiętam do końca życia ♥ Były to dla mnie ogromne chwilę wzruszenia. Mąż czekał na mnie kilkanaście godzin na korytarzu, pozwolili mu pozostać kilka minut z córeczką. Płakałam ja, płakał i on, mieliśmy swoje upragnione, wymarzone i wystarane dziecko na świecie, z nami. Mogliśmy ją dotknąć i wiedzieliśmy,że już nikt nigdy Nam jej nie zabierze. Chciałabym swoim postem podnieść na duchu kobiety , które straciły ciąże, bądź starają się o nie długi czas. Wszystko przychodzi w swoim czasie, wtedy gdy się tego nie spodziewamy. Jednak emocje towarzyszące podczas tych miesięcy i samego porodu wynagradzają wszystko. Warto walczyć o swoje marzenia i o tą małą istotkę, która właśnie usypia obok mnie. Istotkę pełną miłości i potrzeby bliskości rodziców, nie ma nic piękniejszego!
Warto walczyć, warto… :-)
Dużo zdrówka dla Lenki. Na zdjęciu właśnie maleńka ONA! ♥
Już niebawem ukażą się kolejne nadesłane przez Was opowieści… Wszystkie znajdziecie w zakładce Opowieści porodowe.
Może i Ty chciałabyś podzielić się z nami relacją z tego najszczęśliwszego dnia swojego życia? Jeśli masz ochotę – KLIKNIJ TUTAJ, ABY WYSŁAĆ SWÓJ OPIS! :-)
A w wolnej chwili zapraszam do galerii naszych pociech – to miejsce, w którym możesz pochwalić się swoim cudem! ♥
U nas bylo bardzo podobnie. Dlugo niemoglam otrzasnac sie ze straty pierwszego dziecka . kolejne 1.5 roku staran i nic.Wkoncu zdecydowaliśmy ze dziecko odkladamy na pozniej a ja otwieram wlasna dzialalnosc.Po zlozeniu wszystkich papierow i zalatwieniu formalnosci okazalo sie ze jestem w ciazy.co czulam? Zdziwienie.Jak to? Przeciez uwazalismy? Strach.Czy nie strace go znowu? Jak dam rade pogodzic prace z dzieckiem? A musialam bo wzielam dofinansowanie z up…Jednak ciaza mijala bezproblemowo. A dzien kiedy synek przyszedl na swiat…plakalismy ze wzruszenia. Moj maz zostal na urlopie rodzicielskim a ja przez rok prowadzilam firme.Pozniej ja zamknelam bo nie mial kto nam zostac z malym a pozatym to ja chcialam go wychowywac i byc przy nim.Nie zaluje tego.teraz CZUJE SIE SPELNIONA!
My się staramy do ponad 2,5 roku i po tym wszystkim co przeszłam badania zabiegi monitoringi słysząc diagnozę in vitro straciłam nadzieję na jakiekolwiek powodzenie zważywszy że wszystkie badania są dobre. Gratuluję wszystkim którym się udało po walce ale ja już nie mam siły na to wszystko i już kończę walkę. Nie tak to sobie wyobrażałam czasem trzeba odpuścić by uniknąć kolejnych bolesnych rozczarowań.
My staraliśmy się o drugie szczęście 1.5 roku. Po drodze miałam 2 ciąże biochemiczne i poronienie. To poronienie w 6tc przeżyłam dokładnie 40 dni temu i wciąż nie mogę się otrząsnąć, ale… jestem w kolejnej ciąży, to 5 tc. Wczoraj pojawiło się krwawienie, ale już ustało, a ja nie poddam się, choćby nie wiem co! Będę walczyć o tą kruszynkę ze wszystkich sił!