Dumna mama Monika opisuje dla nas swój poród, który… kryje w sobie przepowiednię. Jaką? Zobaczcie same! :-)
Termin porodu miałam na 21 lutego 2015. Przytyłam zajedwie 10kilogramów…ciągle powtarzając że mój synek bedzie miał 3kg nie wiecej…na to mąż każdemu opowiadał że jak urodzi sie jego syn bedzie ważył 4100 :) zawsze smiałam sie że tak dokładnie do 100gram wyobrazil sobie wage naszego synka. Powtarzałam mu że nie chce takiego wielkiego dziecka-bo jak ja je urodze? W dodatku pierwsze. Pewnego dnia 9lutego wstając rano na poranną kawe inke:)zawitała do nas sąsiadka. Popatrzyła na mnie
i powiedziała „Boże kochany jak ty dzisiaj wyglądasz? Ty dzisiaj urodzisz” po czym ja się zaśmiałam że jeszcze 2tygodnie prawie do porodu i że na pewno nie:)w tym samym dniu koło 13stej weszłam jeszcze na forum ciążowe pocieszając dziewczyne która liczyła skurcze. Długo dość siedziałam na łóżku bo z 2h i ścierpł mi kręgosłup..już zaczoł boleć…ale nagle zaczoł napinac mi sie brzuch…myśle sobie za długo siedziałam. Nie mineło nawet 5min i znowu…i tak kilka razy…w głowie mi przemkneło tylko o-o? Mąż wrócił z pracy o 16.30 i mówie do niego że mam skurcze co 5min..a on na to że juz od paru dni tak mówie:)bo czasem je miałam ale mijały. Ale te nie mijały…zeszłam do mamy na dół ze stoperem w dłoni i mówie że mam skurcze,a ona cała zielona ze strachu. Całą ciąże sie bałam porodu..panikowałam a w ten dzień zupełny luzik. Mineło 4h była godzina 20sta a my z mamą nadal liczyłyśmy skurcze,mówiła ciągle jedź już do szpitala,a ja na to że skurcze raz są co 5min raz co 8min może to nie to? Pójde pod prysznic powiedziałam i tak zrobiłam. Wykąpałam sie z nadzieją że skurcze ustąpiły bo pod prysznicem nic nie czułam. Po 15min usiadłam z mamą w kuchni i co? I znowu skurcze. Nie były bolesne tylko bardzo napinający sie brzuch-jakby mi brzuch miał pęknąć:)wiec liczymy dalej…była godzina 23 i mama ciągle powtarzała-jedź do szpitala,a ja na to że jeszcze nie. Poszłam do góry do męża i mówie że skurcze nie mijają. A on wstał poszedł do łazienki i zaczoł szorować paznokcie:)mówie do niego co ty wyprawiasz? Na co odpowiedział że bedzie odcinał pępowine i muszą ładnie wyglądać. Zaśmiałam sie i powiedziałam że i tak dziś nie urodze. O 11.30 usiedliśmy na łóżku i obserwowaliśmy brzusio. Stawiał sie i twardniał jak kamień. Położyłam sie do łóżka i sapnełam że jak za godzine mi nie minie to pojedziemy do szpitala. Już po 15min leżenia skurcze trwały nieco dłużej i mówie ok…jedziemy. Mama cała zestresowana a ja z uśmiechem na twarzy do niej-no to pa:) Po 8 godzinach skurczy znalazłam sie w szpitalu. Położna sprawdziła rozwarcie-bolało jak diabli i pomyślałam zaraz jak bedzie bolał poród:) 6cm rozwarcia odpowiedziała…na co ja zaskoczona-naprawdę? Podłączyła mi ktg i siedziałam z mężem na porodówce. Rozmawialiśmy…że to już dziś. O 2w nocy poszłam znowu pod prysznic…skurcze lekko sie nasiliły. O 3 sprawdziła kolejny raz rozwarcie i było 7cm. Przebiła wody płodowe,powiedziała że ide jak burza z porodem a ja jakoś niedowierzałam. Za 5min zaczoł sie skurcz za skurczem…okropnie bolały…chodziłam po korytarzu i co minute miałam skurcz..mąż masował mi plecy. Poszłam do położnej i mówie że mam skurcze co minute bardzo bolesne, na co ona odpowiedziała”niemożliwe-10min temu przebiłam ci wody płodowe..jakbyś miała skurcze co minute to byś mi sie tu wiła z bólu” a ja właśnie już wije sie z bólu mówie do niej. IDZIEMY NA PIŁKE CHCESZ? ZAPYTAŁA…a ja cała zadowolona że jasne-jak najbardziej. O 4 wiec siadłam na piłke a mąż za mną masował mi plecy…położna wyszła a ja kulałam sie na tej piłce…bóle już były okropne..z każdym skurczem bolało mnie bardziej. Powiedziałam nawet że chyba nie dam rady tak mnie boli. Nie uroniłam ani jednej łzy podczas porodu i byłam cicho jak myszka. Po poł godzinie przyszła polożna pytając jak sie czuje? A ja że już nie daje rady. Że skurcze są co minute i trwają minute…a ona że nie prawda że to jeszcze nie to. Mąż zezłościł sie troche widząc jak cierpie. Kazał sprawdzic rozwarcie. A ona ze jest 4.30 i o 5 srawdzi. Z kazdym skurczem zalewały mnie wody…kulałam sie dalej na tej piłce i o 4.50 mówie że nie daje rady już,że czuje parcie na odbyt. Położyła mnie na łóżku sprawdziła rozwarcie i 8cm…zdziwiła sie mówiąc no to zaraz bedziemy rodzić. Zaczełam przeć-najpierw troche nieudolnie ale z każdym parciem lepiej. Podobno byłam fioletowa gdy parłam:) zmeczona po 20minutach myśle sobie „Boże” kolejny skurcz..nawet już nie tak bolesne były… prąc myślałam ile jeszcze??? Położna mówiła „jeszcze troche,dawaj dawaj,mocniej,już prawie” ale pomyślałam że jeszcze pewnie pare razy bede musiała przeć. Aż tu nagle patrze….a ona wyciągła mojego skarbusia….szok. To już koniec? Nie darłam sie? Nie płakałam? Nie dostałam znieczulenia?????????? Po chwili synek zaczoł płakać a ja w szoku że to już. Przyłożyli mi go skóra do skóry i całowałam go powtarzając jaki ty jesteś piękny:) po chwili pielegniarka wzieła go na wagę…i mówi „waga dziecka 4100 i 60cm” mąż w śmiech a ja co?????? Taki duży i to 2tyg przed terminem? Mąż powiedział „a mówiłem?mówiłem że bedzie miał 4100?” Położne sie śmiały. Orydynator powiedział że jakby urodzła Pani w terminie to mały by pewnie miał 4.5kilo i że ładnie sprawnie mi poszedł poród jak na pierwsze dziecko i tak duże:)
No, Moniko! Twój mąż to powinien grać w lotto – bylibyście bogaci :-)
Dużo zdrówka dla synusia! ♥
Już niebawem ukażą się kolejne nadesłane przez Was opowieści… Wszystkie znajdziecie w zakładce Opowieści porodowe.
Może i Ty chciałabyś podzielić się z nami relacją z tego najszczęśliwszego dnia swojego życia? Jeśli masz ochotę – KLIKNIJ TUTAJ, ABY WYSŁAĆ SWÓJ OPIS! :-)
A w wolnej chwili zapraszam do galerii naszych pociech – to miejsce, w którym możesz pochwalić się swoim cudem! ♥