Dumna mama Ewa również postanowiła podzielić się z nami swoimi porodowymi wspomnieniami. Jakie są? Przeczytajcie! :-)
Bylam już przekonana, że ciąża to never ending story. 4 sierpnia, dzień po wyznaczonym terminie zgłosiłam się do szpitala ze skierowaniem z powodu zbyt małej ilości wód płodowych.
I zaczęło się… Już wieczorem pierwszego dnia lekarze podjęli decyzję o założeniu cewnika, potocznie zwanego też balonikiem. Szyjka była twarda i w ogóle nie skracała się. Niestety, szybko okazało się, że trzeba go usunąć bo pojawiło się krwawienie. Kontrolne USG, KTG. WSzystko w porządku, czekamy do jutra.
Kolejnego ranka zostałam oddelegowana z oddziału patoligii ciąży na blok porodowy. Lekarze podłączyli kroplówke z oksytocyną i KTG. Efekt był taki, że kroplówka zleciala a jak nadal nie miałam nawet centymetra rozwarcia. Następnego dnia powtórka z rozrywki. Nadal nic. Była sobota. Lekarz zlecił wszystkie badania w razie cesarskiego cięcia na wypadek gdyby z dzidziusiem coś niedobrego zaczęła się dziać. Kazał pozostać na czczo i nie pić za dużo. Na dworze upały, w każdej szpitalnej sali wentylatory. Jak tu nie pić?
Trzeci dzień nierównej walki był odpoczynkiem od kroplówek. Za to na czco. Kontrolne badania. Z dzieckiem wszystko w porządku, ilość wód płodowych podniosła się. Pozostało czekać. Z żalem patrzyłam na świeżo upieczone mamy, które wychodzą już ze swoimi maluszkami ze szpitala. Moja szyjka była nadal twarda i nie miała póki co zamiaru się skracac.
W poniedziałek na porannym obchodzie ordynator poinformował mnie, że spróbujemy jeszcze zaaplikować żel, który ma pobudzić szyjke do pracy. Jeśli to nie pomoże, to czeka mnie poród drogą cesarskiego cięcia. W godzinach wieczornych coś zaczęło się dziać. Ukłucia, jakies pojedyncze, delikatne skurcze. Udało mi się jednak trochę przespać i nabrać sił na to, co czekało mnie kolejnego dnia.
Rano skurcze nie były już delikatne. Ale rozwarcie aż cały 1 cm… Cały dzień spacerowałam, chodziłam pod prysznic żeby przynieść sobie ulgę. Miałam skurcze, ale KTG ich nie rejestrowało. Wieczorem z tym wyczekanym 1 cm rozwarcia i miękką szyjką zostałam przeniesiona na blog porodowy. Znowu zapis KTG i znowu nie widać moich skurczy. Ludzie, ja je naprawdę mam!? Po godzinie zapisu lekarz podjął decyzję o podłączeniu oksytocyny.
Tym razem na szczęście zadziałała. Z centymetra rozwarcia zrobiło się sześć. Z sześciu po godzinie 10. 15 minut akcji porodowej i bez jakichkolwiek problemów na świecie pojawił się Staś. Położna stwierdziła, że sam wyskoczył. Ważył 2,900 kg i miał 57 cm długości. Szczęście nie do opisania. Mąż, który cały czas był ze mną i dzielnie mnie wspierał miał w oczach łzy. Warto było czekać na nasz cud.
Oj warto, warto! :-)
Dużo zdrówka dla ślicznego Stasia! ♥
Już niebawem ukażą się kolejne nadesłane przez Was opowieści… Wszystkie znajdziecie w zakładce Opowieści porodowe.
Może i Ty chciałabyś podzielić się z nami relacją z tego najszczęśliwszego dnia swojego życia? Jeśli masz ochotę – KLIKNIJ TUTAJ, ABY WYSŁAĆ SWÓJ OPIS! :-)
A w wolnej chwili zapraszam do galerii naszych pociech – to miejsce, w którym możesz pochwalić się swoim cudem! ♥