Dumna mama Marta również postanowiła podzielić się z nami swoim opisem porodu. Zachęcam do lektury! :-)
Chwilę temu przeczytałam wpis Mamy, która opisywała swój poród przez cc i postanowiłam opisać swoj – gdyż częściowo go przypomina.
Do szpitala trafiłam 2 maja na patologie ciąży bo byłam już po terminie.
Codziennie ktg, zero jakichkolwiek badań na sprawdzenie czy postępuje rozwarcie.
Dzień przed porodem (urodziłam 5 maja śliczna córeczkę) założyli mi balonik, który podobno miał pomóc w rozwarciu.
Wieczorem po obchodzie sprawdzili postęp : 2 cm. Lekarz mówił, że w piątek będziemy wywoływać chyba, że ruszy się przez noc.
Nie zmrużyłam w ogóle oka przez okropne bóle krzyżowe i skurcze co 10-15 minut.
W piątek o 7 30 byłam już na porodówce, podpięto mnie pod ktg – skurcze 100 co równe 10 minut. Wstrzymali się z podaniem oxytocyny.
Błagałam o coś przeciwbólowego bo słabnęłam z każdą chwilą – pielęgniarka, skomentowała moją prośbę, że ja przyszłam tu rodzić i to nie jest koncert życzeń. Podali mi tlen, chwilę później gaz. Nic nie pomagało, ani nie usmiezylo bólu.
O 10 30 przyszedł lekarz dyżurujący, przebił pęcherz płodowy, rozwarcie 6cm – brak postępu porodu, błędny zapis ktg.
„Spada tętno, szybko tniemy.” – to jedne z słów, które pamiętam poza widokiem biegnącego anastezjologa, i widoku lekarza ubierającego fartuch.
Po operacji przewieźli mnie na salę. Moja córkę zobaczyłam tylko na chwilę. Wieczorem pionizacja i okropny ból rany.
Następnego dnia przywieźli mi dziecko z samego rana.. i zostawili samą sobie. Miałam problem żeby podnieść się z łóżka, bo zazwyczaj po cesarkach otrzymuje się łóżko elektryczne, a nie twarde i bardzo wysokie. Dosłownie musiałam spełznąć do dziecka. Kolejna kwestia, brak pokarmu i kolejne nieprzyjemne komentarze od pielęgniarek.
„Jak matka może nie mieć mleka? Czym chcesz karmić?”
Tak więc dokarmiana była mlekiem modyfikowanym, które mieli w szpitalu.
I tu zaczyna się podobna historia. Zgłaszałam im już w 2 dobie po cięciu o uczuciu gorączki, jednak ich termometr pokazywał 36.5, niestety innych w szpitalu nie mieli.
Wróciłam do domu z dzieckiem, mój narzeczony zajmował się Małą i mną bo nie byłam w stanie się sama podnieść z łóżka, musiał mnie podnosić, myć i pomagać w innych czynnościach.
W czwartek 11 maja dostałam gorączki prawie 40°, telefon na 112 i kazali przyjechać do szpitala.
Ubrałam się, ledwo wsiadłam w samochód i pojechaliśmy. W szpitalu zrobili USG rany i diagnoza, że zostajemy bo rana może się rozejść.
Rano po obchodzie wzięli mnie na badanie i oczyszczanie rany.
Ból okropny, płakałam i krzyczałam z bólu – tak, i znów pojawił się nieprzyjemny komentarz od lekarza – „trzeba było rodzić naturalnie, a teraz to musi boleć.”
Wyniki badań bardzo wysokie crp, więc antybiotyk dożylnie, naświetlanie i 2x dziennie oczyszczanie.
To był najgorszy okres w moim życiu. Tydzień rozłąki z moją córką, z okropnym bólem.
Poród powinien kojarzyć się przyjemnie, jednak nie mój. To co przeżyłam i przeszłam nie życzę nawet najgorszemu wrogowi.
Dziś jest naprawdę dobrze, moja córka ma już 8 tygodni i jest zdrową i silną dziewczynką.
Jednak myśli o tym jak było, gdzieś dalej krążą. I pozostaną jeszcze przez długi czas.
Najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło dumna mamo! ♥
Dużo zdrówka dla Twojej córeczki! ♥
Już niebawem ukażą się kolejne nadesłane przez Was opowieści… Wszystkie znajdziecie w zakładce Opowieści porodowe.
Może i Ty chciałabyś podzielić się z nami relacją z tego najszczęśliwszego dnia swojego życia? Jeśli masz ochotę – KLIKNIJ TUTAJ, ABY WYSŁAĆ SWÓJ OPIS! :-)
A w wolnej chwili zapraszam do galerii naszych pociech – to miejsce, w którym możesz pochwalić się swoim cudem! ♥