Kolejna dumna mama – Marta zechciała podzielić się z Wami relacją z najpiękniejszego dnia w jej życiu. Zapraszam do lektury!
Te wszystkie historie zachęciły mnie do opisania swojego porodu-najpiękniejszego wydarzenia jakie mnie w życiu spotkało.
Zacznę od tego, że strasznie bałam się porodu, ani lekarz, ani położna prowadzący moją ciążę odpowiednio mnie do tego nie przygotowali. Musiałam być zdana na siebie..
To była sobota wieczór, po godzinie 20:00, nagle poczułam, że odeszły mi wody, byłam spanikowana, co teraz, co robić?! Poinformowałam o tym mojego męża, który był chyba w takim szoku, że nic nie powiedział i nie przerwał przeglądania stron w Internecie ( w końcu to dwa tygodnie przed terminem). Chwilkę później to do niego dotarło :) Z racji tego, ze mój lekarz prowadzący nie poinformował mnie o tym, że po odejściu wód trzeba jechać od razu do szpitala, zadzwoniłam do szpitala, który mieliśmy wybrany dowiedzieć się jak mam postępować,kazali przyjechać. Szpital oddalony był o ok 50km od naszej miejscowości, więc nie czekaliśmy, jechaliśmy prosto do szpitala. Bóli nie bylo. Po dojechaniu i załatwieniu wszystkich papierkowych spraw zostałam przyjęta na porodówkę, była godzina ok 24. ( wody pęknięte, 2cm rozwarcia). Mąż nie zdecydował się na to aby być przy porodzie, więc poprosiłam o to mamę, jednak położna powiedziała, ze wszystko może jeszcze potrwać i bliscy mają jechać do domu, tak też się stało. A ja trafiłam na porodówkę, podłączona pod ktg. Położna, która mnie przyjmowała wydawała się bardzo sympatyczna, ale jak się okazało później to tylko pozory ;) Leżałam cały czas pod ktg, bez bóli. Położna stwierdziła, że jeśli do 4:00 nie będzie postępu da mi kroplówkę na przyspieszenie. Po godzinie 3:00 przyszły lekkie bóle, do wytrzymania, i to był powód dla którego położna stwierdziła, że nie poda mi nic na przyspieszenie, że wszystko potoczy się samo. Czas leciał, bolało coraz bardziej,a ja leżałam pod tym ktg.. Położna kazała wziąć mi długi, ciepły prysznic. Tak też się stało, prysznic był przyjemny, łagodził bóle, ale jak wyszłam to skurcze zaczęły przychodzić coraz częściej, coraz boleśniejsze, byłam już zmęczona. I znowu ktg.. I tak leżałam, leżałam.. Po godzinie 6:00 przyszły tak mocne bóle, że zadzwoniłam do męża i ze łzami w oczach poprosiłam, żeby przyjechali. Godzina 7:00, bóle straszne, przyszła zmiana. W momencie jak zobaczyłam położną, która przyszła, zbledłam. Krzyczała, wszystko przestawiała, nic jej nie pasowało, przestraszyłam się, stwierdziłam, że gorzej trafić nie mogłam, jak się jednak później okazało, myliłam się :) Podeszła do mnie i powiedziała: „gdzie oni dają Ci się całą noc męczyć, teraz jestem ja, więc do 11:00 urodzisz” , ucieszyłam się, uwierzyłam, że wszystko będzie dobrze, jednak bóle były już nie do wytrzymania. Dostałam leki rozkurczowe i leki na przyspieszenie. Czas tak strasznie mi się dłużył, nie miałam siły.. Ok 8:00 przyjechał mąż z mamą, z racji tego, ze wcześniej ustaliliśmy, ze to Ona będzie przy porodzie mąż musiał zostać na korytarzu. Dzień wcześniej uprzedziłam mamę, że jeśli będę mówiła coś niemiłego, nie ma zwracać na to uwagi, rozumiała to- w końcu urodziła trójkę dzieci :) Była godzina 8:00, krzyczałam, że mają mnie zostawić, że chcę cesarkę, na prawdę po całej nocy nie miałam już siły.. Mama bardzo mnie wspierała, wręcz krzyczała, żebym oddychała, bo maleństwu spadało już tętno- to mnie bardzo motywowało. Położna przy sprawdzaniu rozwarcia masowała mi szyjkę, pamiętam, że strasznie bolało, ale wtedy nie wiedziałam co i po co to robi. Chciała mi pomóc, chciała przyspieszyć poród, i tak też się stało. Czas leci, zbliża się godzina 8:30, położna z uśmiechem spogląda na moją mamę i mówi „jest, pełne rozwarcie” . Spojrzałam na zegarek, ale jak to? miałam urodzić o 11:00, jest niespełna 9:00. Nie miałam jednak czasu o tym dłużej myśleć, bo przyszło pierwsze parcie. Co robić? co się dzieje? to już? Położna chodziła po sali, przygotowywała wszystko a mi kazała przeć. „Ja na Ciebie patrzę, jak będzie konieczność to przyjdę, Ty sobie przyj”-mówiła. Tak też było. Nagle na sali zaczęło robić się tłoczno, nie miałam siły, ale parłam, położna mówiła, że jeszcze trochę, i tak też się stało.. godzina 9:00 usłyszałam płacz mojej ślicznej, malutkiej córeczki. Położyli mi ją na brzuch, ona płakała, ja płakałam, była taka malutka. Jest! Moje szczęście jest już przy mnie! Nie mogłam powstrzymać łez.. Nagle weszła Pani doktor z kolejnymi lekami na przyspieszenie, gdy zobaczyła, że mam już malutką przy sobie zrobiła wielkie oczy i powiedziała, że byłam bardzo dzielna i jest w szoku, że tak szybko mi to poszło. :) Córeczkę zabrali do mierzenia i ważenia, a ja musiałam zostać zszyta, bo niestety nie odbyło się bez nacinania, po niedługim czasie przywieziono mi malutką, a chwilkę później na salę poporodową przyszedł mój mąż, i tak cieszyliśmy się pierwszymi chwilami z naszą córeczką. Lena przyszła na świat 09.02.2014r o godzinie 9:00, waga: 2770g, dł.53cm.
Szybko zapomniałam o bólu i o wszystkich nieprzyjemnościach związanych z porodem i z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że poród to najpiękniejsze co mnie w życiu spotkało!
Piękny opis. A ta piękna dziewczynka na górze to właśnie Lena :-)
Dzisiaj natomiast wygląda już tak: LENA
Już niebawem ukażą się kolejne nadesłane przez Was opowieści… Wszystkie znajdziecie w zakładce Opowieści porodowe.
Może i Ty chciałabyś podzielić się z nami relacją z tego najszczęśliwszego dnia swojego życia? Jeśli masz ochotę – KLIKNIJ TUTAJ, ABY WYSŁAĆ SWÓJ OPIS! :-)
A w wolnej chwili zapraszam do galerii naszych pociech – to miejsce, w którym możesz pochwalić się swoim cudem! ♥
Wzruszający opis :))) Podziwiam!
A córeczka przepiękna :)))