Dumna mama Daria podzieliła się z nami swoim opisem porodu. Jak pisze: Był strach i niesamowity ból, ale udało się… Zachęcam do lektury!
13 marca 2013 roku po powrocie z pracy zrobiłam test. Przez te wszystkie starania o dziecko łącznie zrobiłam ich chyba ze 100, ale ten test zmienił całe nasze życie. Na lepsze!
Nasza ciąża od początku była ciążą wysokiego ryzyka dlatego lekarz już w 8 tygodniu wypisał mi zwolnienie lekarskie i zalecił uważać na siebie. Badanie USG wykazało, że serduszko Maluszka bije za wolno i był strach, że nasze Maleństwo nie przeżyje.
Na szczęście udało nam się pokonać tą przeciwność i serduszko unormowało się. W dalszych tygodniach okazało się, że mam cukrzycę ciążową więc musieliśmy co 2 tygodnie jeździć do Matki Polki do Łodzi do diabetyka. Była restrykcyjna dieta, 4 razy dziennie mierzyliśmy glukometrem cukier później pojawiła się nawet insulina.
W 30 tygodniu okazało się, że mam zapalenie obu nerek. Wiązało się to z długoterminowym pobytem w szpitalu oraz kroplówkami, antybiotykami i bólem. Poskutkowało to przedwczesnymi skurczami i niestety ciąża musiała być do samego końca podtrzymywana. Ryzykiem, które wystąpiło była hipotrofia płodu, czyli mniejszy niż normalny rozmiar płodu. Mimo, że może się to nie wydawać takie ważne, jest to stan groźny dla dziecka i jego dalszego rozwoju. Może być przyczyną niedotlenienia płodu. Dzieci z hipotrofią bardzo często mają także niską masę urodzeniową, co wiąże się z dużym ryzykiem komplikacji także po porodzie.
Zalecenia były takie, że nie mogę nic robić, przemęczać się, nawet wchodzić po schodach. Jak to nic nie robić? A sprzątanie, pranie, gotowanie, pielenie kwiatków? Kto to za mnie zrobi? Okazało się, że w tym trudnym momencie mojej ciąży miałam wsparcie od najbliższych. Myślę, że dzięki temu udało mi się wziąć w garść i przezwyciężyć to. Codziennie byłam sprawdzana niezapowiedzianymi nalotami ze strony babci, mamy, teściowej. Dbały o mnie, pomagały we wszystkim. Czułam się strasznie głupio. Nie chciałam się prosić nikogo o pomoc, ale nie chciałam, aby coś stało się mojemu dziecku. Dni mijały powoli. Miałam czas, aby przeczytać 2 reklamówki poradników dla młodych rodziców, przygotować się na akcję porodową. Czekałam na to już z utęsknieniem kiedy w końcu Kuba się urodzi i będę mogła go przytulić. Ostatnie 4 tygodnie były dla mnie najcięższe. Ciągłe wstawanie do WC, ból w miednicy. Nie mogłam się przekręcać. Tragedia. W końcu pewnego dnia pojawiły się skurcze. Mama zawiozła mnie do szpitala. 2 cm rozwarcia, ale akcja nie przybierała na sile. Zostałam na oddziale już do końca. Było mi strasznie przykro, że leżę i leżę i nic się nie dzieje, a tutaj co chwilę jakaś kobieta zostawała matką. Powtarzałam sobie, że muszę być silna i cierpliwa. Wytrzymałam już długo więc wytrzymam jeszcze chwilę.
Pamiętam ten dzień, 12 listopada, wtorek. Przyszedł do naszego pokoju poranny obchód. Ordynator szpitala zaprosił mnie do pokoju badań i w końcu podjął decyzję, że wywołujemy akcję!!! CHWAŁA BOGU! Ogarnął mnie jednocześnie strach i radość, że w końcu będę miała dziecko przy sobie.
O godzinie 11 została mi podłączona kroplówka, o 13 odeszły wody i zaczęły się pojawiać już te porodowe skurcze. Mąż ok. 15 przyjechał do mnie prosto z pracy i zaczęło się na dobre. Skurcze stawały się mocniejsze. O godzinie 16 spadł mi bardzo cukier, przez co miałam odlot. Ale moment kulminacyjny zaczął się ok. 16:35. Kilka minut później, o 16:50 Kuba był już z nami.
Był płacz, radość i wielka ulga, że mamy to już za sobą. Że nasze największe Cudo jest już z nami. Że nasza Rodzina w końcu jest cała i zdrowa. Nie sądziłam, że mogę mieć w sobie takie pokłady miłości- nie tylko dla dziecka, ale również dla męża i ojca naszego Kubusia.
Niestety sielanka nie trwała zbyt długo. Wystąpiły u mnie komplikacje poporodowe. Dostałam bardzo silnego krwotoku. Straciłam bardzo dużo krwi, jednak jestem wdzięczna mojemu lekarzowi prowadzącemu, że wtedy mnie uratował. Było ze mną na prawdę źle. Był strach i niesamowity ból, ale udało się. Jesteśmy razem. Na zawsze!
Obecnie mój Syn ma 15 miesięcy i z każdym dniem zaskakuje mnie coraz to bardziej.
Dumna mamo, razem w Kubusiem wiele przeszliście, ale wiesz co jest najważniejsze? Że razem daliście radę i że możecie się teraz sobą cieszyć nawzajem. Tak trzymać!
Na zdjęciu maleńki Kubuś. Życzę całej Waszej rodzinie dużo, dużo zdrówka :-) ♥
Już niebawem ukażą się kolejne nadesłane przez Was opowieści… Wszystkie znajdziecie w zakładce Opowieści porodowe.
Może i Ty chciałabyś podzielić się z nami relacją z tego najszczęśliwszego dnia swojego życia? Jeśli masz ochotę – KLIKNIJ TUTAJ, ABY WYSŁAĆ SWÓJ OPIS! :-)
A w wolnej chwili zapraszam do galerii naszych pociech – to miejsce, w którym możesz pochwalić się swoim cudem! ♥
Dziękujemy za opublikowanie naszej historii. Więcej ino o naszej rodzince znajdziecie na moim blogu – http://www.zaraz-wracam.pl
Zachęcam do obserwacji i dyskusji pod postami ;-)
Piękna historia. Lubię takie czytać. Przesłałabym i swoją historię, ale to ma być historia z najpiękniejszego dnia życia. U mnie dzień porodu nie był najszczęśliwszym dniem mojego życia. Za to teraz mam wrażenie, że każdego dnia przeżywam najpiękniejszy dzień swojego życia. I podobnie jak bohaterka artykułu odkryłam w sobie wiele miłości.