Kolejna dumna mama – Monika chciałaby podzielić się z nami swoim opisem porodu. Zapraszam do lektury! Zachęcam do przeczytania każdą obecną i przyszłą mamę…
Mojego porodu nie wspominam najlepiej lecz mimo wszystko chciałam się z wami podzielić moja historią. 02.04.2014r o godzinie 7 rano odkleił mi się czop i dostałam lekkich bóli ale wszystko robiłam na spokojnie. Sprawdziłam czy mam wszystko spakowane zjadłam śniadanie, umyłam się i dopiero po 10 byłam w szpitalu. Przyjęto mnie bez problemu , bardzo się cieszyłam ze to już, ze nareszcie przytulę mojego syna. Badanie ktg, lewatywa no i ogólne przygotowanie do porodu. Wszystko na pozór szlo dobrze ale rozwarcie na 2 palce i więcej nic. Tak męczyłam się przez 12 godzin po czym przyszła nowa zmiana i postanowiły mi pomoc. Wzięły na porodówkę i przebiły pęcherz i wtedy się wszystko zaczęło…. Okazało się ze miałam odklejone łożysko i wyskoczyła pępowina i szybko do cięcia o 19.50 było już po wszystkim ale obudziłam się dopiero po 21 to co wtedy usłyszałam brzmiało jak najgorszy koszmar. Dziecka nie ma, nawet go nie widziałam a lekarz przyszedł i spokojnie mi oznajmił, że dziecko urodziło się w zamartwicy , z jednym punktem w skali tylko czynność serca była żadnych innych oznak życia , ze był bardzo ciężko niedotleniony i ze został przewieziony do innego szpitala na oiom. 4 dni leżałam w szpitalu po czym wyszłam w niedziele i od razu pojechałam do syna. Leżał tak w śpiączce pod kablami z czapeczka chłodzącą na główce ;( jakaś masakra. Wyszedł po 16 dniach i mimo ciężkich początków synek jest zdrowiutki, ma prawie 5 miesięcy a ja mogę cieszyć się tym co w macierzyństwie najwspanialsze – karmię piersią cały czas. Mimo wszystko jesteśmy bardzo szczęśliwi no i zdrowi.
Droga Moniko – pozwolę dodać coś od siebie. Niestety i takie sytuacje się zdarzają, szczególnie w położnictwie, które jest bardzo trudną dziedziną medycyny. Czytając Twój opis, wyobrażałam sobie co wtedy czułaś. Ciężki poród zakończony na sali operacyjnej i możliwość zobaczenia dziecka dopiero 4 dni po porodzie. Wiele razy bywałam świadkiem takich sytuacji, ale dopiero Twój opis uświadomił mi, co tak naprawdę czuje wtedy matka. Czytając, miałam ciągle jednak nadzieję, że zakończenie będzie dobre i na szczęście tak było! Nawet nie wiesz jaka ulga. Cieszę się niezmiernie, że mimo wszystko cała ta sytuacja zakończyła się dobrze i Twój synuś jest zdrowym i silnym maluchem. Życzę mu dużo, dużo zdrówka a Tobie – abyś z daru, jakim jest karmienie piersią korzystała jak najdłużej i abyście mogli cieszyć się sobą już zawsze i aby takie trudne sytuacje nie spotykały Was już nigdy. Powodzenia!
A Wy moje dumne mamy, co czujecie po przeczytaniu?
A już niebawem ukażą się kolejne nadesłane przez Was opowieści… Wszystkie znajdziecie w zakładce Opowieści porodowe.
Może i Ty chciałabyś podzielić się z nami relacją z tego najszczęśliwszego dnia swojego życia? Jeśli masz ochotę – KLIKNIJ TUTAJ, ABY WYSŁAĆ SWÓJ OPIS! :-)
A w wolnej chwili zapraszam do galerii naszych pociech – to miejsce, w którym możesz pochwalić się swoim cudem! ♥
Czytając tę opowieść ciarki przechodziły mi po plecach i łzy napływały do oczu. Nie wyobrażam sobie jaki strach musiała czuć Mama, nie mogąc utulić swojego dzieciątka, nie móc nawet na nie popatrzeć. Dobrze, że wszystko skończyło się szczęśliwie i teraz Maluszek jest zdrowy :) Sama miałam cc, niestety nie obeszło się bez powikłań pi znieczuleniu. Córeczka dostała 10 punktów, ale widziałam Ją zaledwie minutkę, po badaniu przez neonatologa przynieśli mi Ją, nawet nie mogłam Jej przytulić, jedyne co zrobiłam to popłakałam się i zaczęłam całować po główce, później leżałam z sondą wprowadzoną przez nos do żołądka… Moje dziecko zobaczyłam dopiero dwa dni później i to zaledwie parę minutek, nie pozwolili mi Jej nawet przytulić bo stwierdzili, że jestem bardzo słaba. Wróciłam na salę i płakałam… Pierwszy posiłek dostałam dopiero w trzeciej sobie po cc, konsultację chirurgiczne, USG jamy brzusznej, żeby sprawdzić czy nic nie zostało uszkodzone i wielki strach, że coś jest nie tak i nie będę mogła być z moją Wiktorią, która przecież tak mnie potrzebowała. Dobrze, że była ze mną moja Mama, bez niej bym oszalała, a naszego taty nie chcieli puścić z pracy, był od nas daleko, ale na szczęście czułam Jego wsparcie… Pozdrawiam wszystkie dumne Mamy;)
Wiesz najgorsze w tym wszystkin jest to ze przez te 4 dni ktore bylam w szpitalu tak na prawde nie wiedzialam nic i stanie mojego synka bo telefonicznie nie beda takich informacji udzielac. Codziennie przez 12 dni jezdzilam do mojego maluszka ale moglam go widywac tylko pol godz dziennie ;( nie moglam go przytulic pocalowac. Moglam jedynie dotknac jego stopek czy raczek. Codziennie czekalam na moment kiedy w koncu zobacze jal sie rusza , jak otwiera oczkw, na moment w ktorym zobacze ze on zyje !! Po 3 dniach zostal wybudzony ze spiaczki ale zanim okazywal jakiekolwiek oznaki zycia minely kolejne kilka dni. Pamietam jak dzis dzien w ktorym zobaczylam jak reaguje na moje smyranie go po plecach, nie moglam wtedy opanowac radosci i lez wszyscy inni rodzice patrzeli na mnie i widzialam ze ciesza sie razem ze mna. Lekarze mowili ze jego stan byl bardzo ciezki i moze byc wiele powiklan ale nie dopuszczalam takiej mysli do siebie ! Pamietwm jak pojechalam do niego….to byla sroda wracajac ze szpitala rozladowal mi sie telefon gdy go w domu podladowalam zobaczylam 3 polaczenia z oiomu….serce prawie mi stanelo. Oddzwonilam i od tamtej chwili moje zycie w koncu rozjasnialo….;) za dwa dni chcieli wypisac Nikodemka do domu. I od wtedy juz wiedzialam ze wszystko juz bedzie dobrze ja bede miala jego a on mnie. Wychowuje go sama ale mimo wszystko jest nam bardzo dobrze. Kocham go ze wszysykich sil. Kiedys nie wyobrazalam sobir jak to jest kochac dziecko….jak mozna miec tyle milosci i cierpliwosci do jednen osoby a teraz juz wiem! I ciesze sie tym kazdego dnia kiedy tylko otwieram oczy i widze mojego przecudnego synka.