Nikomu nie życzę tego co ja przeszłam… – opis dumnej mamy Lucyny

Dumna mama Lucyna również podzieliła się z nami swoją porodową historią. Zapraszam do lektury!

Całą ciąże przeszłam bez jakichkolwiek problemów nie licząc stwierdzonego wielowodzia w 7 m-cu i od początku ciąży podwyższonym ciśnieniem co nie było dla mnie jakąś tragedią. Gdy nadszedł termin lekarz skierował mnie do szpitala do porodu, przez trzy dni dostawałam prowokacje żeby wywołać poród, niestety nic to nie dało. Po trzech dniach lekarz zdecydował o oxytocynie na wywołanie. Po 5 minutach od podłączenia do kroplówki przyszły położne i zaczęły krzyczeć jedna do drugiej, żeby dzwonić po lekarza na cięcie na cito. Okazało się, że moja malutka traciła tętno a ja nie wiedziałam co się dzieje, przekładali mnie z boku na bok, kazali głęboko oddychać, podawali tlen. Ja już miałam najgorsze scenariusze przed oczami. Mąż stał nade mną i pocieszał a ja już ze łzami w oczach czekałam na decyzję lekarzy. Zaraz potem przyszła pani ordynator i powiedziała że zakończymy cięciem żeby nie ryzykować (tętno małej wróciło po chwili do normy) żeby znów coś się nie stało, no i z moim podwyższonym ciśnieniem też nie było wiadomo czy nie stanie się coś strasznego… Później już tylko pamiętam podpisywanie zgód na cięcie i na blokadę do kręgosłupa. Cięcie odbyło się bardzo szybko. O godz 11:20 dostałam znieczulenie a o 11:22 malutka była już z nami. Także skończyło się na strachu ale nikomu nie życzę tego co ja przeszłam. Dziś jestem szczęśliwą mamą Laury.

Oj, ja również nikomu tego nie życzę! Ale najważniejsze i tak, że wszystko dobrze się skończyło!
Dużo zdrówka dla Laury! 

Już niebawem ukażą się kolejne nadesłane przez Was opowieści… Wszystkie znajdziecie w zakładce Opowieści porodowe.

Może i Ty chciałabyś podzielić się z nami relacją z tego najszczęśliwszego dnia swojego życia? Jeśli masz ochotę – KLIKNIJ TUTAJ, ABY WYSŁAĆ SWÓJ OPIS! :-)

A w wolnej chwili zapraszam do galerii naszych pociech – to miejsce, w którym możesz pochwalić się swoim cudem! ♥

Podoba Ci się?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *