Dumna mama Dorota nadesłała do nas swoją niełatwą historię. Ciąża pełna obaw, szybki transport do specjalistycznej placówki i… jej kochany, upragniony wcześniaczek. A zresztą, przeczytajcie same…
Ciąża, tak szczególny i piękny czas.
Gdy zdecydowaliśmy się na dzidzie, nie trzeba było długo czekać, juz na drugi cykl zobaczyłam dwie kreski, siedziałam jak wryta przyglądając się dwóm kreskom na plastikowym patyczku. Mimo, że planowane i tak bardzo chciane poczułam lęk, nabrałam wątpliwości czy oby na pewno sobie poradzę? Ale oczywiście trwało to tylko kilka sekund, po czym z wielkim krzykiem przywołałam do łazienki męża i mamę ( która spędzała u nas w Anglii urlop) był to jeden z najpiękniejszych dni mojego życia i wiedziałam, wtedy miałam pewność, że nie ostatni. Mijały dni, tygodnie, a ja codziennie pstrykałam zdjęcia wypinając brzuch i wierząc ze codziennie jest różnica. Ba! Różnica była juz wieczorem, po porannym cyknięciu fotki ?.
Ciąże postanowiłam prowadzić w Polsce, czułam się pewniej, bezpieczniej. Wsiedliśmy do samolotu, wypięłam brzuch ( dumna, jak nigdy) mąż pstrykną zdjęcie, by utwierdzić pierwsza podróż naszego okruszka. Wylądowaliśmy. I zobaczyłam! Małą piękną plamkę na USG. ” Wszystko jest w porządku bije w Pani serce” przecież wiedziałam! A tak ważne były to słowa. Mąż codziennie śpiewał do brzuszka „Królu mój, Ty spij……” I tak wizyta za wizytą, aż w końcu ta ostatnia, która miała być najpiękniejszą okazała się koszmarną! Przyleciał mąż specjalnie by zobaczyć naszego synka w brzuszku. Kiedy weszłam do gabinetu (było to dokładnie rok temu, a jakby wczoraj), podekscytowana mówiąc, że mąż specjalnie przyleciał na te okazję, doktor uśmiechnął się i powiedział, że w takim razie zrobi najpierw USG brzucha. Było duzo widać, mąż niczym zaczarowany patrzał w ekran USG snując na głos plany „NOWA KADRA NARODOWA POLSKI” kiedy wyszedł, a ja weszłam na fotel zaczął się koszmar. Usłyszałam bez słowa wytłumaczenia „DO SZPITALA!!!!!” Na pytanie co się stało usłyszałam to samo. Kiedy przerażona spytałam jeszcze raz usłyszałam „SZYJKA SKRÓCIŁA SIĘ CAŁKOWICIE, PĘCHERZ JEST JUŻ W POCHWIE”, ale jak? Dlaczego? To dopiero 22 tydzień! Pojechaliśmy do szpitala, tam kręcili głową, patrzyli z politowaniem, nigdy nie zapomnę tych spojrzeń. Dali kilka godzin. Leżałam jak cykająca bomba, dosłownie! Nie wiedziałam kiedy wybuchnę. Omówiliśmy z mężem jak to wszystko ma wyglądać, że pochowamy i gdzie. Że będzie Nikoś bo tak było od dawna mówione. Było ciezko podjąć takie decyzje. Nikoś zaczął ruszać się w brzuchu, a ja przeżywałam najgorsze dni w życiu, a przecież miał to być najpiękniejszy element, tak długo na to czekałam. Nie potrafiłam mu pomóc. Szpital też nie miał takich możliwości, zero inkubatora, warunków. I tak minął dzień, drugi na pytanie o transporcie była mowa o tym, ze na pierwszym zakręcie urodzę. W końcu minął tydzień, a ja zaczęłam plamić, młody pełen ambicji lekarz, postanowił przetransportować nas do UCK w Gdańsku. Zamówił śmigłowiec, spakowaliśmy się. Dał nam nadzieje, którą reszta zgasiła. Ale prysło wszystko niczym bańka mydlana po słowach ” Kontroler lotów nie zezwolił na lot przez niskie zachmurzenie i mgłe, przepraszam”. Wiec zostało czekać. Znowu słowa ze zostało nam tylko kilka godzin. Przetrwaliśmy kolejną noc. Ja byłam zdesperowana, Nikoś silny. Nazajutrz, padła ostateczna decyzja „jedzie Pani do Gdańska do UCK” cieszyć się? Płakać? Pojechałam! Sygnał wył jak szalony bez końca, bez końca też trwała droga, najdłuższa podróż mojego życia trwająca zaledwie 2 godziny, zaczęła się akcja, ale na miejscu powstrzymali skurcze. Położyli, kazali czekać. Czekałam tak juz ponad tydzień bez ruchu z nogami w górze, gdyby nie to, że był przy mnie mąż nie dałabym rady. I tak leżałam i odliczałam godziny, dni, gramy. Po trzech tygodniach straciłam rachubę, spytałam męża jaki jest dzień, powiedział 12 czwartek. Pomyslałam to jutro piątek, piątek 13. Wiedziałam, że nie będzie to zwykły dzień. W nocy dostałam krwotoku, wezwałam pomoc dali zastrzyk, rano kolejny i kolejny. Zapadła decyzja ” RODZISZ!!” I tak po trzech tygodniach walki o życie, zaczęliśmy kolejną o przeżycie. Był mały jak dłoń, skórę miał niczym pergamin, mogłam policzyć ile miał żyłek, kostek. Ważył 670g i mierzył 34 cm. Dostał jeden pkt w skali Apgar za serce, takie było wielkie! Tylko Ono pracowało prawidłowo. Było masa krytycznych sytuacji, infekcje, brak pracy nerek, brak siły by oddychać. Maszyny wyły, a ja razem z nimi. Dzień w dzień przez 105 dni, wchodziłam rano i wieczorem wychodziłam, śpiewałam piosenki, czytałam tuliłem w ramionach i było jak w piosence którą mąż śpiewał co wieczór do brzuszka ” KRÓLU MÓJ TY SPIJ, TY SPIJ, A JA…..JESTEŚ MAŁY JAK OKRUSZEK, KTÓRY LOS RZUCIŁ NAM”. Wyszliśmy ze szpitala dzień przed planowanym terminem porodu, 26 czerwca. Dziś Niko jest już dużym chłopcem, bardzo pogodnym i zawsze uśmiechniętym, każdy poranek jest wynagrodzeniem i przypomina, że nie tylko wygraliśmy bitwę, ale także wojnę. Wcześniactwo Nikodema zostawiło po sobie ślad, czasem da się to odczuć. Czasem brak mi sił, ale wtedy przypominam sobie jak sam walczył, wiec i ja musze walczyć! Dla niego! Nie każdemu dane jest doświadczyć cudu! Mi się udało.
Mamo – zarówno Ty jak i Twój Nikodem jesteście bardzo dzielni! Tak trzymać! ♥
Dużo zdrówka dla Nikodemka! ♥
Już niebawem ukażą się kolejne nadesłane przez Was opowieści… Wszystkie znajdziecie w zakładce Opowieści porodowe.
Może i Ty chciałabyś podzielić się z nami relacją z tego najszczęśliwszego dnia swojego życia? Jeśli masz ochotę – KLIKNIJ TUTAJ, ABY WYSŁAĆ SWÓJ OPIS! :-)
A w wolnej chwili zapraszam do galerii naszych pociech – to miejsce, w którym możesz pochwalić się swoim cudem! ♥
Poryczałam się jak mała dziewczynka. Nie przeżyłam tego co Ty, ale coś również ciężkiego i mogę śmiało powiedzieć „rozumiem i wiem jak było i jest czasem ciężko, ale miłość tego małego Człowieczka wynagradza każdy ciężki dla Nas moment”
Popłakałam się. Moja historia nie wydarzyła się na tak wczesnym etapie ciąży, ale była podobna i nadal trwa. Trafiłam do szpitala w 32 tygodniu ciąży z 2 cm rozwarciem. Leżę już 4 tydzień w pozycji trendelenburga. Również na kontrolnej wizycie okazało się że szyjka skrócona i pęcherz w pochwie. To były straszne godziny. Na szczęście leki, leżenie i sterydy pomogły wytrzymać do 36 tygodnia. Mam nadzieję, że moja dzidzia wytrzyma jeszcze 2 tygodnie i wszystko co najgorsze będzie za nami.
Niesamowita historia, która wzmaga w człowieku wszystkie emocje. Nie dość ze dziecko jest tak wielkim cudem, a to co dopiero może dokonać, jak walczy z życiem o życie po prostu niesamowite. Takie maleństwo a dziś już duży chlopak, życzę wszystkiego dobrego dla Nikosia oraz dla rodziców. Wymagało to wiele poświęcenia i wiary rodziców ale gdy ma się u swego osoby które wspierają jak widać wszystko jest możliwe ?