Dumna mama Marcelina podzieliła się z nami opisem swojego porodu. Zachęcam do lektury!
Mój poród tzn.Cesarskie Cięcie mimo że już od 32 tyg. wiedziałam że je będę miała ponieważ mały był odwrócony pośladkowo i trzeba było zrobić termin w szpitalu w razie gdyby się nie odwrócił to i tak było to dla mnie nieoczekiwane i nagłe wydarzenie…już wyjaśniam dlaczego…
Termin porodu miałam wyznaczony na 18,11 a że mały się nie chciał odwrócić to wyznaczono mi termin 10,11 na cesarskie cięcie. Ogólnie ciąża przebiegała bez problemów..raz..po 30 tyg był taki moment że szyjka się skróciła ale praktycznie od razu się to unormowało…
pamiętam jakby to było wczoraj…to była środa 4,11 tego dnia miałam koniec 38tyg i byłam jak zwykle na wizycie u ginekologa, zrobiono mi jak zwykle ktg a potem lekarz mnie zbadał i powiedział że to ostatnia wizyta i następna będzie już w szpitalu ale w razie gdybym poczuła bóle to muszę od razu jechać na IP ponieważ nie mogę dopuścić aby mały wszedł w kanał rodny bo wtedy musiałabym rodzić naturalnie a w mojej sytuacji nie byłoby to takie łatwe..(dodam że mieszkam od niedawna za granica i jak się potem okazało to już miałam skurcze których jeszcze nie czułam a że nie wszystko jeszcze rozumiem to o tym nie wiedziałąm).
Wtedy mieszkałam jeszcze u kuzynki…wieczorem koło 20 zaczęły mnie boleć plecy w krzyżu, nie była to dla mnie nowość bo jak każda mama wie ból pleców w końcówce ciąży dokucza cały czas…ale jedno mnie zastanowiło..ból pojawial się i znikał..zaczęłam się bać że to skurcze ale przecież nie było równych odstępów więc to nie mogło być to…a że byłam nie doświadczona bo to pierwsza ciąża to postanowiłam że nie będę reagować jednak mojej kuzynce nie chciało to dać spokoju i wysłała mnie do szpitala…mąż na moje nieszczęscie był jeszcze w pracy i wacał dopiero o 23:30. W szpitalu zrobiono mi ktg..te pół godziny leżenia było dla mnie jak cała wieczność…i wtedy sie zaczeło…skurcze…tak..
Znowu inna sala…tym razem porodowa…mój mąż zdążył na czas…było krótko przed północą…zaczęto mnie przebierać do operacji…wenflon…cewnik…
Cieszę się że tak się to potoczyło…
czekałabym ze strachem na ten 10,11 a tak wszystko poszło szybko że dopiero po 2..3 dniach doszło to do mnie:) i tak do dziś nie umiem uwierzyć że ten mały człowieczek który już prawie siedzi to ten który się tak rozpychał w moim brzuchu:)
Oj tak, mamo, najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło! ♥
Dużo zdrówka dla synka! ♥
Już niebawem ukażą się kolejne nadesłane przez Was opowieści… Wszystkie znajdziecie w zakładce Opowieści porodowe.
Może i Ty chciałabyś podzielić się z nami relacją z tego najszczęśliwszego dnia swojego życia? Jeśli masz ochotę – KLIKNIJ TUTAJ, ABY WYSŁAĆ SWÓJ OPIS! :-)
A w wolnej chwili zapraszam do galerii naszych pociech – to miejsce, w którym możesz pochwalić się swoim cudem! ♥