Kolejna z dumnych mam – Malwina opisała dla nas swój poród. Choć nie było idealnie, myślę, że wspomina go dobrze… A zresztą przeczytajcie same!
Termin porodu miałam wyznaczony na 15 lipca. Bardzo zależało mi na otrzymaniu ciąży do 14 lipca bo wtedy mój lekarz wracał z urlopu. W czasie ciąży dwukrotnie leżałam w szpitalu. Pierwszy raz w 26 tyg ciąży z powodu przedwczesnych skurczy i stawiania się macicy, a drugi raz w 33 tyg z powodu wysokiego ciśnienia. Pobytów w szpitalu nie wspominałam dobrze z uwagi na błędy innych lekarzy- za pierwszym razem młody lekarz nastraszył mnie że „masakrycznie skróciła mi się szyjka macicy i w sumie to już jej nie posiadam”. Dopiero mój lekarz zbadał mnie ponownie i powiedział że wszystko jest w porządku a tamtego porządnie opieprzył. Przy drugim pobycie źle podlaczono mi ktg… Bądź co bądź w pełni ufalam tylko mojemu lekarzowi i dlatego zależało mi żeby już wrócił. No więc 13 lipca coś mnie zaczęło brać – jakieś kłucie z boku brzucha, wieczorem lekkie skurcze ale w sumie takie skurcze miałam od dawna więc byłam przyzwyczajona. Stwierdziłam że to jeszcze nie czas i idę spać. Mężowi powiedziałam żeby nie panikował bo porodu nie prześpię a w najgorszym wypadku rano obudzimy się w trójkę ;) Jak powiedziałam tak zrobiłam- koło 23 poszłam się położyć. No i po 5 min spędzonych w łóżku dostałam już konkretnego skurczu, postanowiłam że jeszcze jeden i czas się zbierać- na drugi długo nie musiałam czekać. Przyodzialam najładniejsze majątki (nie wiem czemu o tym pomyślałam) i fruuu do auta. W aucie miałam skurcze co 5 min. W szpitalu byłam koło północy, mówię pielegniarce że mam skurcze co 5 min a ona że to moze jeszcze nie poród i podłączy mi ktg. Leżę 30 min na tym ktg,skręca mnie już konkretnie a tu nikogo nie ma. Łaskawie w końcu przyszła i wtedy buuum odeszły wody. Zmierzyli mi cisnienie 163/105 i dali tabletkę na jego obnizenie. Zaczął się wywiad „100 pytań do”. Kiedy pierwsza miesiączka,przebyte choroby i inne pierdoly. Koło godziny 1 przyszedł zbadać mnie lekarz. Powiedział że mam rozwarcie na 4 cm. O 1:20 trafiłam na porodówkę- ful wypas. Piłki, drabinki,wanna, łazienka- myślę sobie „no wielki świat!”. Na porodówkę przyszedł mój mąż mimo iż miało go nie być przy porodzie bo jemu to się niedobrze robiło oglądając „Na dobre i na złe „. Ja ciągle miałam dobry humor i nawet wkurzalo mnie że on taki poważny i nawet pogadać ze mną nie chce… Położna powiedziala ze urodze za kilka godzin i sobie poszla. Pomyślałam ze to nawet i dobrze bo moj lekarz zacznie dyzur. Po 10 minutach spędzonych na porodówce zaczął się kosmos- bóle parte oj konkretne(wtedy nie wiedziałam że to się tak nazywa- po prostu czułam że coś mnie chce rozerwać). Latałam jak kot z pęcherzem od kibelka do kanapy i spowrotem. Krew leciala jak cholera- mówię mężowi „leć po położna i ja chcę znieczulenie natychmiast”.A w głowie sobie myślę: skoro to początek porodu to co będzie dalej skoro to już tak boli? Położna powiedziała mężowi że znieczulenie będzie za 20 min. Mnie zaczęło zbierać na wymioty, mąż wystraszony i prawie mdleje. Po kilku minutach ktoś przelotem wpadł na porodówkę więc próbuję zagadać czy to normalne, że leci mi tyle krwi. W odpowiedzi słyszę ” no a skąd ja mam wiedzieć ile ci krwi leci?”. No i dalej se tak człapię czując że zaraz rozerwie mi kręgosłup, zwymiotuję a może i kupę zrobię… W końcu przychodzi położna i mówi że musi mi zrobić ktg. Mówię jej że nie wyleże tyle bo tak boli a ona mi odpowiada że ją to nie interesuje i że i tak mi zrobi ktg więc mam się kłaść i koniec. Trochę się policytowałyśmy aż wpadła na pomysł: no dobrze, sprawdzimy rozwarcie. A tu psikus- ooo Pani ma pełne rozwarcie! Pani urodzi do pół godziny! Proszę się położyć,zrobimy ktg a jak Pani będzie czuła skurcz to proszę delikatnie przeć.I poszła….. Po kilku minutach mówię do męża że czuję główkę. Spojrzał, powiedział ” o k**** ” i pobiegł po położną. Nagle sto osób się zleciało i słyszę gdy ktoś mówi: szybko lekarza. Kazali mi powiedzieć kiedy będzie skurcz więc domyslilam się że będą nacinąć (ała swoją drogą). O 2:50 urodziła się moją Kornelia. Dali mi ją na 5 sekund i ktoś podszedł z maską i tyle pamiętam… Okazało się że strasznie popękałam, straciłam ponad litr krwi. Lekarz obecny przy porodzie powiedział mi potem ” to i tak dobrze wygląda w porównaniu do tego co było, oj chyba nie wspomina Pani dobrze tego porodu”. Hmmm… nie oczekiwałam trzymania za rękę i głaskania po głowie ale myślałam że wychodzące dziecko zobaczy najpierw położna a nie mąż…. A mój lekarz pierwsze co powiedział to ” no nie poczekała Pani na mnie” ;) urodziłam 4 godziny przed rozpoczęciem jego dyżuru; )
No właśnie… Więc jak wspominasz swój poród?
Dużo zdrówka dla Kornelki! ♥
Już niebawem ukażą się kolejne nadesłane przez Was opowieści… Wszystkie znajdziecie w zakładce Opowieści porodowe.
Może i Ty chciałabyś podzielić się z nami relacją z tego najszczęśliwszego dnia swojego życia? Jeśli masz ochotę – KLIKNIJ TUTAJ, ABY WYSŁAĆ SWÓJ OPIS! :-)
A w wolnej chwili zapraszam do galerii naszych pociech – to miejsce, w którym możesz pochwalić się swoim cudem! ♥