Dumna mama Ania również zechciała podzielić się z nami swoją porodową historią. Zachęcam do przeczytania! :-)
Moja ciąża od początku przebiegała książkowo, wyniki były super, ja też czułam się całkiem nieźle, a przykre ciążowe dolegliwości szczęśliwie mnie omijały… Niestety do czasu… Od 22 tc musiałam zażywać luteinę ze względu na twardniejący brzuch, ale to na szczęście szybko ustąpiło… Prawdziwe schody zaczęły się w 32 tc, kiedy to na usg wykryto u mojej córci hipotrofię, wdrożono więc leczenie: Medargin i Acard. Po 2 tyg kontrolne usg na którym usłyszałam, że dziecko na wadze przybiera ale jednak zbyt wolno niż powinno, nadal ma hipotrofię, do tego wystąpiło u mnie małowodzie a łożysko osiągnęło już III stopień dojrzałości. Dostałam skierowanie do szpitala na patologię ciąży. Wtedy wystraszyłam się już nie na żarty, ale mój lekarz uspakajał mnie, że to pewnie będzie tylko kilka dni, nawodnią mnie kroplówkami i wypiszą do domu bo do porodu mam jeszcze przecież sporo czasu. Z takim nastawieniem następnego dnia pojawiłam się w szpitalu, to była środa. Nawadniali mnie przez 2 doby, wyniki miałam niezłe, mieli mnie w piątek wypuścić do domu z czego się bardzo ucieszyłam bo nie chciałam prze weekend leżeć w szpitalu, ale miałam mieć w piątek rano usg, tak na wszelki wypadek, dopiero po tym badaniu gdy wszystko będzie ok mieli mnie wypuścić. Umówiłam się wstępnie z mężem, że po południu mnie odbierze jak będzie wracał z pracy. W piątek rano spóźniał się obchód, zdążyli przywieźć śniadanie, nawet w końcu coś dobrego więc najadłam się porządnie, potem przyszedł lekarz i kazał mi iść na usg. Na badaniu lekarze mięli wystraszone miny, wód płodowych mi nie przybyło i do tego pogorszyły się przepływy, szybko zadzwonili na patologię i kazali mi iść prosto do gabinetu pani profesor ordynator oddziału. Gdy weszłam do gabinetu zobaczyłam wianuszek studentów medycyny, na środku fotel i pani profesor, która do mnie rzekła: „Sala operacyjna już na panią czeka, w trybie pilnym rozwiązujemy ciążę.” – tego zdania nie zapomnę do końca swoich dni! Zdębiałam, wszyscy się na mnie patrzyli, a ja na nich i w końcu wydusiłam z siebie: „Chyba pani sobie żartuje?” Na co pani profesor: „Nie proszę pani, ja nigdy nie żartuję, proszę usiąść na fotel, zakładamy cewnik.” Świat mi się wtedy zawalił, tak się trzęsłam z przerażenia, że nie mogłam wejść na ten fotel. Jak tak leżałam, to dopiero dotarło do mnie co się dzieję i zaczęłam płakać. Wtedy podeszła do mnie pielęgniarka żeby mnie uspokoić, mówiła że za chwilę zobaczę i przytulę swoje dziecko. Ja myślałam tylko o najgorszym, że dziecko będzie niedotlenione, chore albo umrze… Wszyscy biegali wokół mnie jak w amoku, dawali do podpisania różne zgody, ja podpisywałam wszystko jak leciało, nawet nie zastanawiając się co podpisuję… Pytali mi się czy coś już dzisiaj jadłam, a jakże dlaczego miałam nie jeść skoro miałam być wypisana do domu?! Potem wróciłam na salę w której przebywałam na patologii bo miałam mieć robione ktg. Wpadły ze mną 3 pielęgniarki, jedna od ktg, a dwie pozostałe próbowały mi wbić wenflon, z marnym skutkiem bo żyły mi strzelały (przez leki rozrzedzające krew) w końcu za 5 podejściem im się udało. Przerażona, pokuta i zapłakana poprosiłam tą pielęgniarkę która robiła mi ktg, żeby wykręciła mi numer do mojego męża, chciałam chociaż jego powiadomić. Ale mój mąż nie odbierał telefonu bo nie mógł akurat, nosz!!! Wreszcie odebrał a ja nie mogłam wydusić z siebie ani słowa… Wkońcu powiedziałam: „Zaraz będę mieć cesarkę, ratują nasze dziecko!” Dziewczyny z którymi w pokoju leżałam i widziały całą akcję były blade z przerażenia. Potem wszystko działo się już tak szybko… Dali mi do wypicia płyn przeciwwymiotny, zmiana koszuli na porodową i myk na łóżko, zawieźli mnie na blok operacyjny. Po drodze spotkałam lekarza który miał mnie ciąć, pocieszał… Na sali operacyjnej znów wianuszek studentów medycyny, mnóstwo ludzi, lekarzy, pielęgniarek, również neonatologów. Czekał też inkubator. Pomogli mi wejść na stół operacyjny, kazali usiąść, nogi oprzeć na rozchybotanym taborecie, na maksa pochylić się do przodu i pod żadnym pozorem nie drgnąć nawet. Anestezjolog obliczył dawkę znieczulenia i podał lekarce która miała mi się wkłuć mówiąc przy tym: „Tylko pamiętaj że masz za długą igłę.” Ja pomyślałam: „No świetnie! Do tego wszystkiego będę jeszcze inwalidą bo na pewno mi się źle wkłują.” Po chwili poczułam miłe ciepełko, położyli mnie, całą posmarowali jodyną, zastawili parawanikiem, po podłączali różnych urządzeń, podłożyli mi koło twarzy pojemnik, gdybym miała zwymiotować i przystąpili do dzieła. Choć byłam zastawiona parawanem, wszystko widziałam w odbiciu lustra lampy, jak rozcinają, jak dziecko wyjmują. Wtedy tak strasznie przyspieszyło mi tętno że aż musieli mnie uspokajać. Adrenalina osiągnęła w tym momencie swój kulminacyjny poziom. Po ok 10 minutach o g.10.36 przyszła na świat moja córeczka Agatka. Darła się straszliwie! Pomyślałam: „Dobrze że się tak drze, silna jest.” Pokazali mi ją tylko na chwilę, pozwolili dotknąć i pocałować, szybko zabrali ją inkubatorem na oddział wcześniaków. Kiedy już wiedziałam, że moja córka jest bezpieczna było mi wszystko jedno, nawet to że do stołu operacyjnego podeszła grupa studentów i na moim żywym przykładzie pani profesor przeprowadzała lekcję, nie podobało się lekarzom moje łożysko, to przez nie trzeba było zakończyć ciążę…
Agatka na szczęście była zdrowa, dostała 10 pkt Apgar, ważyła 2190g i miała 50cm, przyszła na świat w 35 tygodniu ciąży, pierwszego dnia wiosny w dodatku podczas zaćmienia Słońca 20.03.2015. Dobrze że akurat byłam w szpitalu kiedy pojawiło się zagrożenie niedotlenieniem, strach pomyśleć co by było gdybym była w domu…
Najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło! ♥
Dużo zdrówka dla ślicznej Agatki! ♥
Już niebawem ukażą się kolejne nadesłane przez Was opowieści… Wszystkie znajdziecie w zakładce Opowieści porodowe.
Może i Ty chciałabyś podzielić się z nami relacją z tego najszczęśliwszego dnia swojego życia? Jeśli masz ochotę – KLIKNIJ TUTAJ, ABY WYSŁAĆ SWÓJ OPIS! :-)
A w wolnej chwili zapraszam do galerii naszych pociech – to miejsce, w którym możesz pochwalić się swoim cudem! ♥