Dumna mama Natalia opisała dla nas swoją porodową historię. Zachęcam gorąco do lektury!
Nasza historia zaczęła się od tego, że w 39tc poszlismy z mężem na kontrolne badanie do naszego lekarza. Na początku wizyty powitał nas słowami „…to ty jeszcze nie urodziłaś?!” Już na poprzednich wizytach Pan doktor powtarzał, że nasze maleństwo bardzo szybko przybiera na wadze i łatwiej byłoby mi urodzić, gdyby już zaczęła się zbierać na świat ze swojego gniazdka. Jej jednak było tam dobrze i trzymała się kurczowo maminej pępowiny. Na tej wizycie córeczka ważyła +/- 3600g. Robiąc mi kontrolne badanie dr zauważył moje podwyższone ciśnienie. Nie było aż tak znacznie zawyżone (140/90 – gdzie trzeba wziąć pod uwagę stres związany z samą wizytą), ale fakt ciśnienia plus moje strasznie opuchnięte nogi sprawiły że zasugerował mi kontrolę ciśnienia regularnie trzy razy dziennie. Mialam poinformować go telefonicznie jak ciśnienie wyglada po trzech dniach kontroli by zadecydował czy wpaść do niego na wizytę po receptę. Kontrolę ciśnienia zaczęłam następnego dnia w sobotę i zakończyłam w poniedziałek po południu. Nie wyglądało na to, żeby było się czym martwić. Pan doktor powiedział mi też, że właśnie wyjeżdża na urlop i gdyby cos się działo, mam zaraz jechać do szpitala by mieli mnie pod kontrolą. Tak też się stało… Nie wiem czy to fakt, że nie mojego lekarza nie ma „w razie W” czy faktyczne pogorszenie ale we wtorek z samego rana moje ciśnienie nie spadało poniżej 150/100. Zadzwonilam więc do dyżurki położnych w szpitalu w którym chciałam rodzić i opisalam sytuację. Kazały mi się nie denerwować i nie mierzyć tak często ciśnienia. Położna powiedziała, że jeśli za kilka godzin nic się nie zmieni to żeby być spokojniejsza mam przyjechać i zobaczą jak sytuacja wygląda. O 18stej mąż wrócił z pracy i zawiózł mnie do szpitala bo było coraz gorzej. Po kontrolnym KTG, zamierzeniu ciśnia (ok.160/100) położono mnie w celu obserwacji na oddziale. Tam dostałam leki na obniżenie ciśnienia. Mialam wrażenie że traktują mnie tam jakbym to wszystko sobie wymyśliła i wciąż wmawiano mi że się stresuje szpitalem, porodem itp. Ja jednak byłam zupełnie spokojna w odróżnieniu do mojego ciśnienia. Tak na oddziale, wśród wielu rodzących leżałam ja, bez jakichkolwiek oznak zbliżającego się porodu… Przez pobyt zdążyłam poznać wszystkie pielęgniarki i polozne, zaobserwować jak traktuje się tam pacjentki, jak wygląda opieka nad noworodkami. Marzyłam już żeby mnie też już „ruszyło” albo , żeby iść już do domu. Ordynator jednak nie chciał mnie puścić i wciąż powtarzał że powinnam myśleć aby rodzić juz. (Ale tak się nie da!!!). Z soboty na niedzielę połozono mnie na sali z młodą dziewczyną, która przyjechała do szpitala bo odeszły jej wody. Wciąż opisywała swoje odczucia… W ogóle bardzo dużo gadała :) w końcu zdalam sobie sprawę, że wlasciwie ja też czuje, że bolą mnie „inaczej” plecy i brzuch trochę tak jak na miesiączkę. Cała noc krecilam się z boku na bok. Zrobiono mi KTG ale położna rzucila mi tylko zdawkowe „całkiem ładne KTG” ciągnęłam ja za język żeby wyjaśniła co znaczy ładne ale powiedziała tylko „Ładne to znaczy ładne” po czym odwróciła się i wyszła. Mój mąż czekając w domu również zaczoł się denerwować. Od początku mówiliśmy o porodzie rodzinnym. Z samego rana zjawił sie w szpitalu licząc że dziś na pewno urodze. Jednak już po porannym obchodzie ordynator wszedł do mojej sali i rzucił „No i sie Pani doczekała. Do domu dziś”. Moja mina była bezcenna… Więc mówię do niego, ale ja mam bóle! A on że mam wrócić jak się zacznie akcja porodowa. Także zwięliśmy się i pojechaliśmy do domku z 3cm rozwarciem. Cała noc cierpialam. Nie mogłam zmrużyc oka. Rano wzięłam prysznic i ok.11 pojechaliśmy z powrotem. Nie było kolorowo bo cała drogę mąż musiał zjeżdżać na pobocze gdy tylko zaczynal mi się kolejny skurcz. Na miejscu przez ok. Godzine siedzieliśmy przed wejściem na oddział bo akurat ktoś miał tam robione KTG. Jak już łaskawie nas wpuszczono to zaraz pod prysznic i na porodowke z 5cm. Po prysznicu znów badanie podczas którego odeszły mi wody. Potem już skurcz za skurczem, najpierw znośne jak w domu ale po kolejnym prysznicu – Z bólu nie wiedziałam jak się nazywam ani co dzieje się obok mnie :) jednak koło 20stej moje ciśnienie znów było bardzo wysokie i tak lekarz podjął decyzję o CC. O 21.47 nasz Aniołek był już na świecie :) 59cm, 4000g i 10pkt Ap , ja na szczęście szybko wróciłam do siebie po cesarce i już po powrocie do domu mogłam bez problemu zajmować się nasza Antosia :)
Gratulacje dzielna mamo!
Dużo zdrówka dla uroczej Antosi! ♥
Już niebawem ukażą się kolejne nadesłane przez Was opowieści… Wszystkie znajdziecie w zakładce Opowieści porodowe.
Może i Ty chciałabyś podzielić się z nami relacją z tego najszczęśliwszego dnia swojego życia? Jeśli masz ochotę – KLIKNIJ TUTAJ, ABY WYSŁAĆ SWÓJ OPIS! :-)
A w wolnej chwili zapraszam do galerii naszych pociech – to miejsce, w którym możesz pochwalić się swoim cudem! ♥