Codziennie dziękuję Bogu, że moja kruszynka jest z nami… – opis dumnej mamy Iwony

Dumna mama Iwona nadesłała do nas opis swoich traumatycznych przeżyć. Zachęcam do przeczytania!

Jakie ogromne szczęście na nas spadło , gdy okazało się, że jestem w ciąży . Nigdy nie zapomnę tej radości wszystkich dookoła i chuchania i dmuchania na mnie od samego początku . Cała ciąża przebiegała książkowo , nie miałam żadnych dolegliwości , które uprzykrzały by mi ten czas. Nawet mdłości mnie ominęły . Termin miałam wyznaczony na 28.03.2015 . Jednak jak poszłam na kontrolę w połowie lutego lekarz stwierdził, że mniej wód płodowych , dziecko duże ( 4600g) , więc na dniach będzie Pani rodzić . Ja spanikowana, no bo przecież jak to tyle przed czasem i na wszelki wypadek pojechałam do szpitala sprawdzic słowa doktora. Przyjęli mnie na oddział , na drugi dzien zrobili USG i o zgrozo (!) okazało się, że nie mam już w ogóle wód płodowych , a dodatkowo w serduszku maluszka jest jakiś problem z niedomykającą się zastawką. Została podjęta decyzja, że na drugi dzień o 9:00 mam mieć cc.  Nie mogłam sobie znaleźć miejsca , okropnie się bałam o mojego synka. Nadszedł dzień planowanej cesarki.. Znieczulenie w kręgosłup i reszta przygotowań. Lekarze byli nieocenieni , wspierali i pozytywnie nastawiali, pielęgniarki zresztą też za co teraz jestem ogromnie wdzięczna. Zaczęli mnie ciąć i o matulo ! czułam dosłownie każdy ich ruch . Znieczulenie musiało być jakieś źle dobrane bo przeżywałam na tym łóżku horror ! Gdy w końcu wyciągneli synka z mojego brzucha pokazali mi go i od razu zabrali, bo był cały siny i nie płakał. Mnie musili uśpić do szycia , bo nie byłam już w stanie znieść bólu.
Gdy ocknęłam się już na sali poporodowej siedział przy mnie zapłakany mąż. Okazało się, że naszemu synkowi przedwcześnie zamknął się przewód tetniczy i teraz lekarze nie dają pewności, że dziecko przeżyje. Matko , co ja wtedy przeżywałam ! chciałam umrzeć ! Na dodatek obok mnie położyli dziewczyne, która miała przy sobie swoje dziecko. Widok jej szczęśliwej z dzieckiem przy boku jeszcze bardziej potęgował we mnie żał, smutek, złość i bezsilność. Mąż co godzine chodził do lekarzy pytać co z naszym synkiem , jednak sprawy pozostawały bez zmian. Gdy już wreszcze mogłam wstać, ok. 21:30 od razu poszłam do synka nie bacząć nawet na ogromny ból jaki odczuwałam. Jak zobaczyłam ta kruszynkę podpiętą pod cała aparaturę, to serce mi pękło . Nie chciałam stamtąd wychodzić, błagałam wręcz lekarzy, żeby mi pozwolili zostać. Niestety nie zgodzili się. Od razu na drugi dzień dostałam wypis ze szpitala. Lekarze naciskali , żebym walczyła o swój pokarm, bo on synka może postawić w lepszej kondycji, jednak z moich piersi nawet kropelka nie chciała się wytworzyć. Załamałam się juz totalnie. Ale znalazłam pierwszą lepszą poradnie laktacyjną, pojechałam razem z mężem wypożyczyć profesjonalny lakator i w koncu się udało ! od tej pory codziennie do szpitala oddalonego o 80km woziłam mojemu synkowi mleko. Jego stan sie poprawiał i w końcu po 19 dniach spędzonych w szpitalu Jaś mógł wrócić z nami do domu.
Traumatyczne przeżycie, ale codziennie dziekuję Bogu, że moja kruszynka jest z nami.

Oj mamo. Czytając – łzy same napływamy mi do oczu. Ale najważniejsze, że wszystko skończyło się dobrze i Wasza kruszynka jest z Wami w domu!
Na zdjęciu maleńki Jaś. Życzę mu dużo, dużo zdrówka! ♥

Już niebawem ukażą się kolejne nadesłane przez Was opowieści… Wszystkie znajdziecie w zakładce Opowieści porodowe.

Może i Ty chciałabyś podzielić się z nami relacją z tego najszczęśliwszego dnia swojego życia? Jeśli masz ochotę – KLIKNIJ TUTAJ, ABY WYSŁAĆ SWÓJ OPIS! :-)

A w wolnej chwili zapraszam do galerii naszych pociech – to miejsce, w którym możesz pochwalić się swoim cudem! 

 

Podoba Ci się?

Zobacz komentarze (2):

  1. Hej. Ja też miałam podobny przypadek i wiem co czulas! Życzę wszystkiego dobrego!!! Niech ten skarb rośnie zdrowy! A to mamusiu dbaj o niego i o siebie!!!!

  2. Wiem co przeżyłas dla Matki jest to straszne moje dziecko też musiało mieć smutny start ale teraz jest wszystko dobrze :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *