Dumna mama Emilia podzieliła się z nami swoimi wspomnieniami. Wspomnieniami, które czytając, powodowały, że do oczu napływały łzy. Historia jej rodziny nie jest łatwa i kolorowa, a mimo to postanowiła się nią z nami podzielić. Serdecznie zachęcam do przeczytania…
Majeczka jest naszym drugim dzieckiem, drugim, a jednak jedynym. Nasza walka o dzieciątko trwała długo, pragnęliśmy z mężem aby wypełniło nasze serca i wylaliśmy morze, a nawet dwa, łez, zanim ujrzeliśmy pozytywny wynik testu. Miało to miejsce rok temu, a ja ciesząc się bezobjawową ciążą nie przeczuwałam czarnych chmur, które zaszły nad nasze przeszczęśliwe jeszcze wtedy niebo. Pewnego słonecznego południa zaczęłam plamić, ale nieświadoma powagi sytuacji spokojnie pojechałam do szpitala, myśląc ,że wystarczą jakieś leki. Po przekroczeniu progu Izby Przyjęć wszystko potoczyło się błyskawicznie. Diagnoza rozdarła mnie na wskroś, serce dziecka przestało bić, beta hcg spadała na łeb na szyję.. Nie dotarło to do mnie bardzo długo…nawet po zabiegu dnia następnego. Nie wierzyłam, bo nie chciałam uwierzyć. Wszystko było przecież dobrze, każde badanie..Tyle starań, tyle prób i nasze szczęście odeszło. Mieliśmy maleńkiego synka. Błagałam go wieczorami aby do nas wrócił, rozmawiałam z nim.. Po tej stracie chciałam się poddać, ale Bogu dzięki był przy mnie mąż, który twardo ocierał moje łzy i przynosił z apteki kolejne testy… Niespodziewanie, ciepły, złoty październik przyniósł nam najpiękniejszy jesienny prezent pod słońcem! Były dwie, czerwone! Potem kolejne, następne,nawet na papierze! Tak, jestem w ciąży! Jesteśmy! Ale szybko oblaliśmy się wiadrem zimnej wody wracając pamięcią do wydarzenia sprzed kilku miesięcy.. Strach towarzyszył nam bardzo długo, każde usg, każde słuchanie serduszka, każda niemalże wizyta okupiona była nerwami i stresem. Ale nasze dzieciątko strasznymi wymiotami i nadciśnieniem dawało nam znać: „Mamo, tato jestem!”. Znosiłam z radością każą dolegliwość, cieszyły mnie bolączki jak nigdy. W 30 tc nasza ułożona pośladkowo Dziecina pokazała kim jest. Mieliśmy pod moim sercem córkę, bardzo ruchliwą zresztą. Zalecano mi CC. Jednak Maja obróciła się a ja nastawiłam na wymarzony poród rodzinny. Mijały tygodnie, miesiące, robiło się coraz ciężej, ale tłumaczyłam to środkiem lata i tropikalnymi temperaturami. W 40 tc nic nie wskazywało,że niebawem urodzę. któregoś dnia jak co miesiąc zrobiłam sobie brzuszkowe zdjęcie, jak okazało się dwie godz później, ostatnie. Zaczęłam plamić. Pierwsza myśl- poród tuż tuż, co mnie ucieszyło niezmiernie. jedna matczyna intuicja podpowiedziała mi: „a jeśli coś jest nie tak?”, Przypomniał mi się Synek, wtedy też krwawiłam. maja nie była tego dnia tak aktywna jak zawsze. Zabraliśmy torby, kierunek:szpital. Najszybciej pokonane 30 km w życiu. I słusznie. Mimo iż każda wizyta w ciąży była wzorowa, każdy wynik książkowa, ja zdrowa i aktywna to okrutne ktg pokazało brak tętna. Pamiętam ten alarm..Zamarłam po raz drugi w życiu. Biała koszula, kontrolne usg, brak przepływów, wózek, igła wbijana w plecy, lampy sali operacyjnej, jakieś głosy mówiące: „dziewczynka” i….brak płaczu dziecka. To działo się tak szybko, brakowało mi męża, zegar wskazywał 17:35, Boże minęło już 30 minut, gdzie moje dziecko, dlaczego mi ją zabrali….? pamiętam tylko to biało-sine czółko, tego cichutkiego maleństwa, które udało mi się ucałować. Z opowieści taty wiem, ze było źle. Płakał, gdy pomagali Mai oddychać, gdy dawali jej tlen i kroplówki, gdy po raz pierwszy z jej słabych płucek wydobył się krzyk, tak miły dla jego uszu. Dostała 5 pkt skali Apgar. Zagrażająca wewnątrzmaciczna zamartwica płodu, brak przepływów, ostre niedotlenienie.. Małe pergaminowe bezwładne ciałko…Po 6 długich jak wieczność godzinach mała dziecina ssała moja pierś a ja wyłam jak bóbr! Wystarczyłoby pięć minut za późno, ba- minuta! Jakiś korek w mieście, guma w aucie.. Nie było porodu rodzinnego, trzymania za rękę, całusa i pełzającego po brzuchu mamy noworodka. Ale był- i to wiem na pewno- Braciszek, którego tak bardzo prosiłam o zesłanie nam od Boga dzieciątka. On czuwał, tak jak my teraz czuwamy nad naszą dzielną, silną córeczką. Niech żyją nieprzespane noce, trud i ogrom pracy, niech żyją! Dziękujemy Maju, ze jesteś! Twoi dumni rodzice.
Niesamowita historia Emilio. Czytając ją, także uwierzyłam w to, że ten maluszek gdzieś tam daleko czuwa nad Wami. Nie mogłam znieść myśli, że Majeczce też mogło się coś stać. Nawet nie wiesz jaka to ulga dla czytelnika, że wszystko skończyło się dobrze. Nie próbuję sobie wyobrażać nawet tego, co wtedy czułaś… Nikt, kto nie przeżył tego samego, nie może wiedzieć co czuje matka w takim momencie.
Najważniejsze, że Majeczka była taka dzielna i sprawiła, że jesteście szczęśliwymi rodzicami. Dużo zdrówka i uśmiechu!
Na zdjęciu Majeczka od razu po narodzinach. A jeśli chcecie zobaczyć jak wygląda teraz – MAJECZKA w naszej galerii :-)
Już niebawem ukażą się kolejne nadesłane przez Was opowieści… Wszystkie znajdziecie w zakładce Opowieści porodowe.
Może i Ty chciałabyś podzielić się z nami relacją z tego najszczęśliwszego dnia swojego życia? Jeśli masz ochotę – KLIKNIJ TUTAJ, ABY WYSŁAĆ SWÓJ OPIS! :-)
A w wolnej chwili zapraszam do galerii naszych pociech – to miejsce, w którym możesz pochwalić się swoim cudem! ♥
Kochane mamy, doceńcie skarby jakie macie w domu, nie obwiniajcie ich za złe samopoczucie, nie wypominajcie bezsennych nocy, płaczu, poplamionych ubrań- podziękujcie im za to, że są <3
Witam Pani Emilio !
Nazywam się Ola i również przeżyłam taką sytuację, w zasadzie dwie.. Rok temu zaszłam w ciąże razem z mężem byliśmy w niebo wzięci.. Wszystko było dobrze. Poszłam do ginekologa na rutynową kontrolę i lekarz coś długo mnie badał.. Tak się cieszyłam, że będę mogła pokazać mężowi kolejną fotografię usg naszego maleństwa lecz nie spodziewałam się tego co za chwilę miałam usłyszeć.. Lekarz nie odnalazł serduszka dziecka. Nie biło od 5dni, nie miałam żadnych objawów poronienia.. Nie mogłam bardzo długo tego zrozumieć tak bardzo pragnęliśmy tego dziecka.. Po badaniach okazało się, że byłaby to dziewczynka – nasza mała upragniona dziewczynka.. Mąż tez nie mógł się z tym pogodzić.. Niestety moja teściowa stwierdziła że wszystko bedzie dobrze, że przecież „świat się nie zawalił „. Dla mnie tamtego dnia świat się zawalił.. Niecały rok później znów zaszłam w ciąże ( byliśmy pewni nadziei). Niestety kolejny raz się nie udało.. Zarodek się nie wytworzył w ciałku. Jesteśmy pewni nadziei, że jeszcze nam się uda, lecz z drugiej strony pełni obaw, że może znów się nie udać.. Codziennie wieczorem myśle o tym jakby było gdyby nasze maleństwo przeżyło.. Tak bardzo za nią tęsknię.. Życzę Pani i Maleństwu dużo zdrowia z całego serca gratulacje :)
pani Olu, ktoś kiedyś mi powiedział, że „dzieci nie umierają, one czekają na właściwy dzień by sie urodzić”. Ja w to wierzę, bo mam Maję, wróciła do nas nie jako synek, lecz córka, najważniejsze to nie przestawać wierzyć! Jest Pani silną i dzielną kobietą, a wkrótce zostanie dumną Mamą, wiem to na pewno! Dużo zdrówka i miłości!!!