Wiele zamieszania było, hmm, właściwie jest wokół tych porodów z mężami. Rodzić z mężem czy nie? Namawiać go gdy nie chce? Po ukazaniu się artykułu – Poród z osobą towarzyszącą, zgłosił się do mnie mąż jednej z dumnych mam chcąc abym opublikowała na stronie opis porodu widziany jego oczyma. Myślę sobie dobrze, może Wam – czytelniczkom się to przyda.
OPIS PORODU OCZYMA TATY
Żona strasznie nalegała na moją obecność przy niej podczas porodu – taka nowa moda. Sam, wtedy jeszcze jako przyszły tata, postanowiłem sprawdzić jak to tak naprawdę wygląda. Przez cały okres ciąży chodziliśmy na szkołę rodzenia do zaprzyjaźnionej położnej. Zajęcia teoretyczne – ok, zajęcia praktyczne – ok. Pełno gadżetów. Generalnie śmiać mi się chciało przez cały ten okres bo w końcu po co mi to, myślałem wtedy. Żona pójdzie, urodzi a ja sobie popatrzę na darmowe kino. Wszystko to jednak, całe moje luzackie nastawienie, zmieniło się w momencie gdy rozpoczęły się bóle porodowe. Co? Już? Antek (tak nazywaliśmy syna jeszcze w brzuszku żony) zwariowałeś? Wszystko zaczęło się na półtora tygodnia przed terminem porodu. Domyślam się, że byłem w jakimś stopniu sprawcą, bo dzień wcześniej, wieczorem kochaliśmy się. No tak – położna coś tam wspominała o tym, że seks przyśpiesza poród, ale przed terminem? Nic. Żona panikuje, ja panikuję. Akurat wpadł do nas mój brat więc postanowił pomóc – dostarczył nas na porodówkę. Najpierw izba przyjęć. W filmach jest tak, że kobieta rodzi więc wszyscy biegną. A tutaj spokój. Podpięli ją pod to całe słynne KTG i zostaliśmy sami. Ja w strachu, no bo co zrobię jak urodzi? Po 15 minutach zagląda młoda położna i pyta czy wszystko w porządku. Znowu zostaliśmy sami. Żona co chwilę jęczy i mówi, że skurcz i że boli. Po KTG jeszcze długo czekaliśmy na lekarza z izby przyjęć. Przyszedł, zbadał. Powiedział do mnie: ‚Żona ma rozwarcie na 2 palce i średnio regularną akcję skurczową. Podczas badania odeszły wody płodowe. Przyjmujemy ją na trakt porodowy.’ Niewiele jednak wtedy z tego rozumiałem. Teraz już wiem, że poród to regularna akcja skurczowa i 10 cm tego rozwarcia. Czekałem na żonę na korytarzu, myślałem że może urodziła bo to tak długo trwało. Okazało się jednak, że dopiero udzielała tego wywiadu przy przyjęciu. Położna z izby przyjęć odprowadziła nas na 3 piętro – duże drzwi z napisem TRAKT PORODOWY. Zbladłem – dopiero teraz zdałem sobie sprawę z powagi sytuacji i z tego, że mam w niej uczestniczyć. Żona coraz głośniej narzeka na ten ból. Wchodzimy za szklane drzwi – rozglądam się i myślę, że całkiem tu ładnie. Jednak niewiele myślałem, bo żona w coraz większych bólach kurczowo trzymała się mojego ramienia. Wita się z nami kolejna młoda, sympatyczna położna i wskazuje miejsce w którym żona może przebrać się w piżamkę. Ja również przebieram się w wygodny strój. Myślałem, że teraz już pójdziemy rodzić, ale nie. Kolejne KTG, znaczy nie KTG bo nie trwało tak długo, tylko słuchaliśmy serduszka Antka. Kolejny wywiad. Tutaj mogłem akurat być obecny i właściwie to odpowiadałem za żonę na te wszystkie pytania. Ona już nie panowała nad bólem. Każdy skurcz sprawiał jej straszny ból. Po serii pytań (pytania moje drogie i cały opis przyjęcia do szpitala znajdziecie tutaj – dopisano: DumnaMama) poszliśmy wreszcie na salę porodową. Było tak, jak pokazywano nam na szkole rodzenia. To duże łóżko, piłki, worki z tymi granulkami (worki saco – dopisano DumnaMama) i fotel dla mnie – największego widza. Przychodzi nasza położna i pyta czy żona zgadza się na lewatywę (że niby wtedy wszystko się rozkręci a i zaoszczędzi mi nieprzyjemnych widoków – modliłem się wtedy, żeby tę zgodę wyraziła). Na szczęście tak było. Wyproszono mnie z sali i całe szczęście, chociaż na korytarzu miałem okazję porozmawiać z innym przyszłym tatą, który skarżył się, że go wyproszono. No dla mnie absurd – nic miłego, ja wolałem wyjść i nikt mnie o to prosić nie musiał, ale jak widać różni są ludzie. To wszystko trwało może 30 – 40 minut, nie pamiętam już. To wszystko przez ten stres. Po tym czasie wyszła po mnie nasza położna i powiedziała: ‚Żona po lewatywie ma 8 cm rozwarcia. Bardzo nalega na znieczulenie, ale teraz nie możemy już niczego podać. Zwłaszcza zewnątrzoponowego. Leży podpięta pod KTG. Antoś już lada chwila będzie z Wami. Niech pan ją wesprze jakoś.’ No istny kosmos. Bałem się wrócić na salę, ale skoro podjąłem się tego wyzwania… Wracam a tam moja ukochana strasznie jęczy. Yhy – skurcz! Chwila przerwy i… skurcz! I tak co chwilę. Stałem obok niej i ocierałem jej czoło. Wściekła się. Głaszcze po ramieniu – prawie mnie ugryzła. Pomyślałem więc że sobie usiądę. Tak też zrobiłem i wtedy wchodzi nasza położna. Odpina ukochanej pasy od KTG i pretensjuje do mnie, że siedzę a nie pomagam żonie. Podszedłem, aby pomóc jej wstać z łóżka jednak ona wolała pomoc tej młodej położnej. Rozmawiały sobie między skurczami, dmuchały na skurczu. Poczułem trochę, że facet na porodówce to jednak nieporozumienie. Żona się wyciszyła. Już tak nie bolały ją te skurcze. Dostała kroplówkę na wzmocnienie i usiadła na piłce. Kołysała się. Położna chyba ją zbadała (nie widziałem, bo była odwrócona do mnie tyłem). I w zasadzie dobrze – po co tam zaglądać, i tak się na tym nie znam. Słyszę tylko że mamy pełne (10 cm :D) rozwarcie i że rodzimy. Po plecach spłynął mi pot i chyba zbladłem. Myślałem, że to już. Jak się jednak potem okazało od tych słów minęło półtorej godziny do narodzin Antka. Żona parła dużą ilość razy a dziecka nie było. W krocze nie zaglądałem bo i po co? Trzymałem ją za rękę, właściwie to ona mnie i ściskała ją z całych sił podczas parcia. Bolało, ale trudno. Kobieta która rodzi mojego syna może wszystko. Położna poleciła położyć się żonie na lewym boku i wyszła. Jak to? A jak urodzi to co? Z biegiem czasu wiem, że te położne to doskonale wiedzą kiedy mogą wyjść i że ten poród to jeszcze nie teraz. Nagle moja żona krzyknęła w niebogłosy, położna na szczęście w szybkim tempie wróciła. Okazało się, że główka jest już nisko i za 2-3 skurcze będzie po wszystkim. Stałem od strony głowy żony, nie chciałem zaglądać w krocze. Wszyscy byli tak specjalnie ubrani, w fartuchy i maski. Nagle zbiegło się dużo ludzi. Nie liczyłem. Wpatrywałem się tylko w twarz żony, jej zaciśnięte oczy i w przerwach między skurczami podawałem wodę do picia. Spod wenflonu zaczęło coś cieknąć. Nie było czasu jednak by to zgłosić bo nagle usłyszałem płacz Antosia! Położyli go na piersi żony. Oboje płakaliśmy. Mamy syna!! Poproszono mnie o przecięcie pępowiny. Chciałem i tak też zrobiłem. Położna śmiała się, że jeszcze nieraz się spotkamy. Podobno na sali porodowej panuje taki przesąd że ile machnięć nożyczkami na pępowinie tyle dzieci. W moim przypadku chyba 3. Patrzyłem jak zahipnotyzowany na żonę i syneczka. Już po wszystkim a ja dałem radę! Byłem z siebie mega dumny!
Jeśli chodzi o moje przemyślenia na temat tego porodu partnerskiego to tak:
- nie namawiajcie swoich mężów jeśli Ci nie są pewni tego, że chcą być z Wami podczas porodu – bez nich też dacie radę, tam jest mnóstwo przyjaznych ludzi i niestety bardziej pomocnych od tego biednego faceta
- powiedzcie wcześniej swoim partnerom czego od nich oczekujecie – ja głaskałem – źle, ocierałem twarz – też źle… w zasadzie to nie wiedziałem co mam robić. ustalcie to wcześniej między sobą żeby uniknąć nieporozumień i dać partnerowi jakieś zadanie
- bardziej przydatna mojej żonie w tamtej chwili okazała się położna – facet jest tylko dodatkiem, a nawet czasem, przy tak szybkim porodzie, może czuć się niepotrzebny
- jeśli poród postępuje wolniej to może ten mężczyzna jest bardziej potrzebny
- gdybym mógł cofnąć czas to bym się lepiej przygotował – zbagatelizowałem troszeczkę nauczanie w szkole rodzenia
- jeśli macie możliwość – zgadzajcie się na lewatywę! luksus dla mężczyzny :)
- poród we dwoje jest fajny, ale naprawdę facet musi być pewny, że tego chce
- jeśli chodzi o obawy facetów – obecność przy porodzie nie zmniejszy naszej ochoty na seks o ile nie będziecie stać przy kroczu żonki, bo i po co?
Natomiast jeśli chodzi o następny poród i moją obecność przy żonie to powiem tak: jeśli znowu będzie chciała to będę, a jeśli nie to chętnie zostanę z Antosiem w domu. Jeden przeżyłem, ale żeby się pchać na drugi to raczej nie.
Pozdrawiam wszystkie dumne mamy!
Dumny Tata – Mariusz
Inny dumny tata także opisał dla nas swój poród i to… z niespodzianką w tle! Chcecie przeczytać? Kliknijcie tutaj – Poród z niespodzianką w tle czyli relacja dumnego taty :-)
Moje drogie, podobała się relacja oczyma dumnego taty? Jeśli tak – polubcie lub udostępnijcie ten artykuł. Być może ułatwi to komuś dokonanie słusznej decyzji.
I nasunął mi się też taki pomysł… Może któraś z Was albo inny dumny tatuś chciałby opublikować na naszej stronie swoją relację z porodu? Przestrzec przed czymś, pochwalić się lub po prostu podzielić z nami tym najważniejszym dniem swojego życia? Jeśli masz ochotę – KLIKNIJ TUTAJ, ABY WYSŁAĆ SWÓJ OPIS! :-) Zachęcam!
Jeśli chcesz przeczytać inne relacje – odwiedź dział: Opowieści porodowe.
A w wolnej chwili zapraszam do galerii naszych pociech – to miejsce, w którym możesz pochwalić się swoim cudem! ♥
Chwała Ci Mariuszu że tak szczerze i wnikliwie opisałeś swoje doświadczenia i odczucia z uczestnictwa w porodzie żony. Było to niegdyś także moim udziałem i wspominam je bardzo pozytywnie. Niemniej moje spojrzenie na problem różni się znacząco od Twojego. Spisałem je w artykule zamieszczonym w kilku miejscach w sieci.
Ale to normalne – ludzie są różni, mają różną wrażliwość a i same porody też przebiegają różnie. Nie chcę się więc wdawać w polemiki bo każdy ma prawo do swojego spojrzenia.
Muszę jednak powiedzieć że – jak sam słusznie zauważyłeś – do uczestnicwa w porodzie nie byłeś należycie przygotowany. Nie tyle merytorycznie – bo od tego jest fachowy personel – co mentalnie. Nie gniewaj się, ale czytając Twoją relację odniosłem wrażenie że podszedłeś do tego tak jakby Twoim zadaniem było wyniesienie z ogrodu zabłąkanego jeża – trzeba to jakoś zrobić ale tak by się nie pokłuć :D Mimo że tu można mówić jedynie o kłuciu …. w oczy ;)
Ale domyślam się że jesteś młody, więc – wbrew temu co piszesz w końcu – wszystko przed Tobą! Pozdrawiam!
PS. Zachęcony przez Matkę Załozycielke postaram się niebawem spisać swoją relację.
bywalec1: Zachęcam, zachęcam :-)
PS. Link do Twojego opisu nie został udostępniony. Wolałabym jednak gdybyś swoim doświadczeniem podzielił się za pośrednictwem mojej strony :-)
OK! Rozumiem i nie mam pretensji. Zastanowie się w jakiej formie to zrobić. Bo wydaje mi się że warto. Więcej napisze mailowo bo nie chcę zaśmiecać komentarzy na poły prywatną korespondencją.
Super opis! Gratuluję!
Również postaram się spisać dziś moje wspomnienia (rodziłam w lipcu) i podzielić się z wami :)))
Mam jedną uwagę odnośnie przemyśleń poporodowych. Mianowicie, trudno z góry określić zadania dla faceta, gdy się rodzi pierwszy raz, bo skąd kobieta ma wiedzieć jak to będzie, co ją będzie denerwowało, a co nie? Wybacz drogi Dumny Tato, ale żona pewnie chętnie by się zamieniła miejscami i wcale by jej nie przeszkadzało, że na nią warczysz, bo ból jest naprawdę niesamowity i to, że nie była zbyt miła nie jest niczym dziwnym. Mój mąż był przy porodzie, bo chciał, ale wcześniej ustaliliśmy, że jeśli jego obecność będzie mi przeszkadzała albo mnie denerwowała, to powiem mu, że ma czekać na korytarzu, a on obiecał się podporządkować i nie obrażać. Przy szybkim porodzie facet jest od podawania wody i niczego więcej. Myślę, że samo zobaczenie, ile wysiłku trzeba włożyć w urodzenie dziecka powoduje większy szacunek dla kobiety, bo jak się nie widzi, to można mówić, że tyle kobiet urodziło, więc bez przesady, ale jak się zobaczy, jak to wygląda, to już iinna bajka..n
Nie rozumiem, jakim prawem facet może być z siebie dumny, że kobieta urodzila dziecko -.- facet POWINIEN MUSIEĆ być przy porodzie i zobaczyć jak męczy się kobieta, podczas gdy on ograniczył się tylko do zapłodnienia. kobieta nie ma wyboru czy chce być przy porodzie czy nie. ona MUSI być, więc jeśli dziecko jest obojga, i facet chce mieć prawa do dziecka to MUSI on być przy porodzie.
Nie uznaje wymówki że porodówka jest sferą kobiecą i tylko dla kobiet. Seriously? to po co faceci kształcą się na ginekologów i położników? po co się pchają w sferę kobiecą?!
Kazdy facet, który chce by jakaś kobieta urodziła jego dziecko, powinien przejsc eksperyment i zobaczyc na wlasnej skórze jak boli poród (pff eksperyment pokazać moze niestety tylko namiastkę bólu) i dopiero wtedy namawiać kobietę na cierpienie jakim jest ciązą i poród.
Taki eksperyment powinien być obowiązkowy dla mezczyzn ksztalcących się na ginekologów i polozników. i to regularnie 1 raz na rok przynajmniej.
Mężczyźni nie szanują kobiet, dają jedynie pozory tego, aby zdobyc kobietę słodkimi słówkami i zaspokoić swoje potrzeby. To kobieta daje na świat nowe życie, i tak samo nazwisko nie powinno być po ojcu, który ograniczył się tylko do ograzmu. Kobieta prawnie powinna być najwyżej w hierarchi rodziny, a nie przyjmować nazwisko po męzu. Czasy kiedy kobieta była jedynie częścią majątku minęły. Teraz to i kobieta pracuje, wiec nie rozumiem nadal fenomenu zmiany nazwiska na nazwisko faceta. Jaki jest cel? By facet nie stracil swojego ego? pfff
Strasznie lekceważące opisy, w stosunku do rodzącej.
„Trzymałem ją za rękę, właściwie to ona mnie i ściskała ją z całych sił podczas parcia. Bolało, ale trudno. Kobieta która rodzi mojego syna może wszystko.| — po prostu wzruszający opis. Bolało- to może Twoję „żonkę”, zgroza…Ale jaka wyrozumiałość z drugiej strony- „kobieta, która rodzi MOJEGO syna (..). Rzeczywiście wielkie dokonanie, zapłodniłeś i jeszcze się tym szczycisz…Ego typowego polaczka.
Kolejny przejaw niebywałej empati : „jeśli macie możliwość – zgadzajcie się na lewatywę! luksus dla mężczyzny :)”. Bo akurat dobro mężczyzny podczas porodu jak i ZAWSZE, powinno być na pierwszym miejscu… Jak to czytam, to naprawdę współczuję żoneczce. Plus — ch** tam, to nie ja się będę martwił ” Żona pójdzie, urodzi a ja sobie popatrzę na darmowe kino.” Patrzyłem jak zahipnotyzowany na żonę i syneczka. Już po wszystkim a ja dałem radę! Byłem z siebie mega dumny! Dawno nie czytałam czegoś tak pozbawionego szacunku dla kobiety i będącego zarazem gloryfikacją swojego nieskończonego narcystycznego ego.
jeśli chodzi o obawy facetów – obecność przy porodzie nie zmniejszy naszej ochoty na seks o ile nie będziecie stać przy kroczu żonki, bo i po co?
Współczuję Pana żonie, jest Pan zadufany w sobie a prócz czubka swojego nosa nie dostrzega Pan nic więcej. Pańskie lekceważące podejście do tematu porodu pokazuje jak pustym człowiekiem jest Pan. Żal mi tylko żony i dziecka.
Nie mam slow – dziecko jest obojga rodzicow. Kobieta rodzi w bolach i nikt jej nie pyta czy wytrzyma a facet nawet nie chce byc przy porodzie bo go obrzydza ?! Przyjemne starania o dziecko jakos go zniechecaly. Brak slow !!!
Zgroza! Zamiast myśleć o wspieraniu żony i o tym co ona czuje, skupienie na sobie. Jeszcze ten tekst o lewatywie… Podczas porodu liczy się komfort kobiety, mężczyzna jest od wspierania i pomagania. Taki jest podział ról. Pan totalnie skupiony na sobie. Zero empatii. Raczej żony nie kocha, pisze o niej przedmiotowo bardzo…
Panu gratuluję szczerego opisu. Natomiast komentarze niektórych pań są odrażające. Ja mam czworo dzieci. Nie chciałam ani razu aby mąż był przy porodzie. Mam pełną świadomość, że jestem kobietą a więc to ja rodziłam. Nie miałam z tego tytułu ochoty wyżywać się na partnerze albo go karać. Mój mąż bardzo dba o mnie i o dzieci. Zarabia na nasze utrzymanie. Ja zarabiałam 5 razy mniej od Niego. iZ tego co panie opisują to oczekujecie od faceta babskich zachowań. Mężczyzna inaczej reaguje na noworodka i w ogóle inaczej myśli, postępuje i czuje. I to jest normalne. Panie natomiast mają jakąś potrzebę rywalizacji typu zobacz jak mnie boli i cierp tak samo.