Wcześniaczy HAPPY END… – opis dumnej mamy Magdy

Dumna mama Magda również postanowiła podzielić się z nami swoim opisem porodu. Zachęcam do lektury! :-)

Pewnie wiele jest młodych mam, którym życie nieco zweryfikowało marzenia i wyobrażenia o cudownym momencie przyjścia na świat swojego pierwszego maluszka. Gratulacje spływające z całego świata pod postem na FB  “wydarzenia z życia” . Zdjęcie ze szpitala, śliczne baloniki z napisem “it’s a boy”… itp, itd….
My debiutowaliśmy w roli rodziców… nigdy nie przypuszczałam, że tak będzie wyglądał nasz strat… a przynajmniej liczyłam, że będzie choć trochę lukrowo kolorowo. Może nie aż tak jak na filmach ale nie aż tak jak … się okazało.
Długo staraliśmy się o dzidziusia. Kiedy wreszcie się udało świat zawirował ze szczęścia. Robiliśmy wszystko, żeby utrzymać te ciąże i aby dziecko było zdrowe.  Lekarz prowadzący w 39 tc „profilaktycznie” skierował mnie na oddział patologii ciąży z uwagi na podwyższone ciśnienie, tak na „wszelki wypadek” Mały 100% okaz zdrowia. Któregoś poranka w niedzielę położna przywiozła na naszą 2 osobową sale aparat do mierzenia KTG. Rutynowe KTG. Nie było koleżanki z łóżka  obok, bo wyszła z mamą (wiadomo niedziela dzień odwiedzin) “no to podepniemy Panią”… w pewnym momencie zapis szwankuje, nic nie rysuje, po kolei przychodzą położne, zmiana pozycji z jednego boku na drugi to na wznak, nie ma… nic .. nie słychać Maluszka… Później pamiętam tylko wielkie zamieszanie wokół mojego łóżka, położne, lekarz dyżurny… Mąż przywiózł wózek wsiadłam i pchał go dość szybko. Nagle położna wyrwała mu wózek z rąk zaczęła ze mną biec w kierunku drzwi z napisem „trakt porodowy”… Po drodze podpisywałam jeszcze jakieś papiery. Nie wiem co… po prostu podpisywałam, potem pamiętam tylko nad głową wielkie lampy, maseczkę z tlenem i „proszę zamknąć oczy i głęboko oddychać” W osiem minut od braku zapisu KTG synek był na świecie. Nie oddychał… gdy się obudziłam nie było go już w naszym szpitalu. Był już w innym. Na 72h trafił do hipotermii, a ja obudziłam się w innej rzeczywistości. Teraz po kilku miesiącach dopiero zdałam sobie sprawę co tak naprawdę tam się wtedy działo… Obudziłam się, a położne dokładały mi morfiny, do woli, ile chciałam. Może lepiej. bo nic mnie nie bolało i długo nie byłam świadoma co się stało. Wszystkiego dowiadywałam się od męża. Dawkował mi informację. Gdzie jest syn. Po co, jak długo. Przyszła Pani położna i zapytała czy nie będzie mi przeszkadzało jak na salę przyjedzie inna mama po porodzie z dzieckiem. „Nie, nie będzie” . Rano zaproponowały izolatkę. Walczyłam z laktacją, mąż dowoził mleko małemu do innego szpitala, gdzie leżał na intensywnej dla noworodków zawinięty w ceratkę jakieś kable i schłodzony do temp 34,5C… Moje ciśnienie zamiast maleć, bo było indukowane ciążą, rosło z każdą godziną niewidzenia swojego synka. Nie płakałam. Może dlatego że dostawałam silne środki, żeby nie myśleć nie tęsknić, nie uciec stamtąd. Rodzina i mąż zmartwieni jeszcze bardziej mną niż Małym. „Ona w ogóle nie płacze” , „Trzeba ją umówić z psychologiem”. Nie wiem czemu nie płakałam, skamieniałam. Albo działały środki, które co kilka godzin proponowały mi pielęgniarki. „Proszę to połknąć i proszę spać” Na wizycie w 3 dobę zaczęłam ostro nalegać na wyjście ze szpitala. „Nie wypuścimy Pani z takim ciśnieniem” Do cholery jakie mam mieć ciśnienie od 3 dni jestem MAMĄ i nie widziałam swojego synka!???? Na czwartą dobę postanowiłam z mężem, że wychodzę na własne żądanie, albo zwariuje. Rano na wizycie przyszedł mój lekarz prowadzący. „Znam Panią i wiem, że Pani ciśnienie się unormuje jak zobaczy Pani syna”. Wyszłam. Mały leżał na intensywnej. Już w normalnym inkubatorze, razem z wcześniaczkami z 26 tc…. Odział intensywnej opieki medycznej noworodków był na 4 piętrze. Winda była w drugim skrzydle szpitala, żeby szybciej zobaczyć się z synkiem szliśmy schodami… w 4 dobie po cc… wbiegłam na 4 piętro, nie wiem jak, jakąś nadprzyrodzoną siłą. .. Ubrałam fartuch, zdezynfekowałam się. Weszłam do niego. Zobaczyłam Synka w inkubatorze. Leżał na brzuszku na jakimś wałku… Miał podpięte jakieś kable i tlen, ale tylko do wspomagania…Stał tam wielki rozkładany fotel, bardzo już wyeksploatowany… Pielęgniarka zapytała mnie czy chcę kangurować?? Rozpłakałam się. Rozpiełam bluzkę, i położyła mi go na piersiach, płakałam jeszcze bardziej. Serce mało nie wyskoczyło mi z żeber… zastygliśmy tak na dobre 30 minut. I tak codziennie przez 2 tyg pokonywałam te schody na 4 piętro tam i spowrotem… kursowałam do niego z mlekiem. Z każdym dniem miał mniej kabli i więcej zjadał… Powoli docierało do mnie co się stało… Po tygodniu zrobiono rezonans – jego poprawny wynik zwiastował wyjście do domu… Był dobry. Wyszliśmy, a ja nie widziałam jak dziękować Bogu, że ocalił nasze dziecko. Poszłam na Patologię ciąży, gdzie wciąż jeszcze leżała moja współlokatorka z sali, kupiłam bombonierkę i podziękowałam, że wtedy nie było jej na sali i to mnie pierwszej podłączono KTG…
Mały dziś ma 3,5 msc od tamtego czasu codziennie staram się wynagradzać mu „zimny start” na tym świecie. Dużo przytulam całuje, kanguruje. Śpiewam, mówię czasem od rzeczy… Niestety laktacji nie udało mi się utrzymać… tego najbardziej żałuję. KP tylko miesiąc. Ale daje mu tyle ciepła i miłości ile tylko potrafię…. I dziękuję, każdego dnia, dziękuję Bogu, że żyje… Patrząc na synka dzisiaj myślę o tych schodach, które na zawsze pozostaną w mojej pamięci. Najwyższe schody mojego życia. Wiem, że wdrapała bym się i na na 30 piętro, żeby móc choć  na chwile przytulić synka.
Dzisiaj z perspektywy czasu i mając świadomość tego co się stało cieszę się, że nasz historia miała happy end. Pełen strachu i obaw, ale najszczęśliwszy jaki mogliśmy sobie wtedy wyobrazić.
Mały jest pod opieką lekarzy. Ma regularne kontrole, które jak dotąd wskazują na to, że szybkie umieszczenie w hipotermii zniwelowały skutki niedotlenienia.
Pozdrawiam i trzymam kciuki za wszystkie mamy, którym życie zaplanowało niestandardowy początek macierzyństwa.

Dumna mamo, najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło! 
Dużo zdrówka dla Twojego synusia! 

Już niebawem ukażą się kolejne nadesłane przez Was opowieści… Wszystkie znajdziecie w zakładce Opowieści porodowe.

Może i Ty chciałabyś podzielić się z nami relacją z tego najszczęśliwszego dnia swojego życia? Jeśli masz ochotę – KLIKNIJ TUTAJ, ABY WYSŁAĆ SWÓJ OPIS! :-)

A w wolnej chwili zapraszam do galerii naszych pociech – to miejsce, w którym możesz pochwalić się swoim cudem! ♥

Podoba Ci się?

Zobacz komentarze (1):

  1. Czytam i płaczę. … niesamowita historia… jestem mamą 3- msc córeczki, więc wiem jak ogromna jest miłość do dziecka. .. pozdrawiam i życzę dużo zdrówka dla maluszka :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *