Tak narodził się Sokół… – wspomnienia dumnej mamy Eli

Także dumna mama Ela opisała dla nas poród swojego synka – Sokoła. Zapraszam do lektury! :-)

18 wrzesień- test ciążowy dwie malutkie kreseczki a dały nam tyle szczęścia. Radość i niepewność, czy sobie poradzę czy wszystko będzie w porządku z naszym maleństwem. Telefon do ginekologa i wizyta potwierdzająca poczęcie naszego Syneczka. 2 październik wizyta kontrolna pierwsze problemy…mimo wczesnego wieku płodowego zwolnienie lekarskie. Ciąża zagrożona. Łzy, łzy, łzy…. Leki podtrzymujące… leżenie, leżenie i tak do końca ciąży. Czas spędzony w szpitalu ogólnie zajął nam 30 dni. Doświadczenia z personelem pozostawiam dla siebie bo nie to jest w tym momencie najważniejsze. 16 maj 2013 przez cesarskie cięcie rodzi się Sokół… tak o nim mówiono w szpitalu :) 63cm długości 4800g wagi moje największe szczęście moja największa miłość :) za niespełna dwa m-ce będziemy obchodzić drugie urodziny Michałka. Ileż przy tym wzruszenia, łezka również z oczka leci. Dziękuję mojemu dobremu Aniołowi za tą radość i czuwanie nad nami <3

No mamo, spory ten Twój synuś! Gratuluję! :-)
A na zdjęciu właśnie on – maleńki Michałek ♥

A teraz zachęcam Was do przeczytania kolejnego opisu nadesłanego przez dumną mamę Elę:

adolescente pilule norlevoGotowy, by przywitać rodziców i starszego braciszka :) – opis dumnej mamy Eli

Już niebawem ukażą się kolejne nadesłane przez Was opowieści… Wszystkie znajdziecie w zakładce Opowieści porodowe.

Może i Ty chciałabyś podzielić się z nami relacją z tego najszczęśliwszego dnia swojego życia? Jeśli masz ochotę – KLIKNIJ TUTAJ, ABY WYSŁAĆ SWÓJ OPIS! :-)

A w wolnej chwili zapraszam do galerii naszych pociech – to miejsce, w którym możesz pochwalić się swoim cudem! 

Podoba Ci się?

Zobacz komentarze (1):

  1. O dziecko staraliśmy się z mężem już przed ślubem. Po kilku miesiącach nieudanych prób chciałam zrezygnować, gdy w końcu zobaczyłam 2 kreski na teście. Radości nie było końca. Ciąża przebiegała książkowo, Olek rósł duży i silny, wszystkie badania robiłam prywatnie i za każdym razem słyszałam że dziecko jak z podręcznika. pod koniec 36tc obudziłam się cała spuchnięta, nabrzmiała. Nie wiedziałam co się dzieje. Po telefonie do mojej lekarki prowadzącej musiałam szybko spakować siebie i dziecko do szpitala. ale chwila… dziecko też? tak szybko? obawy były coraz większe, przeciez to dopiero 36 tydzień. W szpitalu na patologii ciąży padło jedno hasło – GESTOZA. Kwas moczowy w krwi. Co chwile badanie KTG, co chwile mierzenie ciśnienia… po 3 dniach moja lekarka prowadząca przyszła do mnie ze zgodą na CC… przecież tak chciałam rodzić naturalnie, przeciez to dopiero początek 37tc… nie miałam za bardzo wyjścia, zgodziłam się dla dobra małego. Po kilku godzinach Aleksander był już z nami na świecie. Piękny, zdrowy, silny chłopiec 3.770kg i 56cm. Jak w terminie prawda? Jak to zwykle bywa po cesarskim cięciu małego miu zabrano a ja zostałam przewieziona na salę pooperacyjną. Na następny dzień położna przywiozła mi płaczące dziecko. Płacze, nic dziwnego, dzieci przecież płaczą. Ale on nie przestawał. Ani po przytuleniu, ani przy bujaniu, ani po karmieniu… krzyczał coraz bardziej. Postawili mnie do pionu i przyszła do mnie położna laktacyjna. Rozebrała maleństwo i nagle przerażona wybiegła z nim z sali. Ja nie wiedząc co się dzieje zgięta w pół dobę po cesarce ze łzami w oczach poleciałam za nimi. Kilka godzin w gabinecie lekarskim badali mojego synka a ja nie mogłam wejść i czegokolwiek się dowiedzieć. Po długich oczekiwaniach wyszedł lekarxz, kazał mi pobrać krew, podpisać zgodę na pobranie krwi syna do badania w kierunku mukowiscydozy i powiedział, że malutki ni4 oddał smółki i ma niedrożne jelita. Ale jak to? przeciez wczoraj był okazem zdrowia… Zabrali mi go karetką do Uniwersyteckiego Szpitala dziecięcego. Niewiele myśląc przerażona wypisałam się na własne żądanie i pojechaliśmy z męzem za karetką. Na miejscu było coraz gorzej. Malutki zaczął wymiotować mimo, że dostawał jedynie kroplówki, jelita nadal były niedrożne, obraz USG nie pokazywał nic przxez tą niedrożność. Lekarze nieśmiało przygotowywali mnie na mukowiscydozę lub chorobę hirszprunga. Świat mi się zawalił. W 5 dobie życia zadecydowali o operacji Olka ponieważ jego stan ciągle się pogarszał. Nigdy nie zapomnę tej chwili jak żegnałam się z nim przed blkiem operacyjnym. Z pozszywanym brzuchem i nawałem pokarmu siedziałam pod salą operacyjną przeszło 3 i pół godziny. Operacja się udała, mały jest stabilny. Przewieźli go na intensywną terapię. NA IT lekarka tłumaczyła mi, że mały miał dziurę w krezce jelitowej, zrobiła się niedrożno9ść ponieważ jelito cienkie się w nią wplątało. Zrobiła się martwica. Jelito zaczęłópękać. Musieli wyciąć 25cm i złączyć ze sobą zdrowe odcinki, dziury pozaszywać. Kiedy będzie dobrze? Wszystko pokazą najbliższe dwa tygodnie. Pobiegłam do mojego synka za którego oddychał respirator i nagle zobaczyłam że sam próbuje oddychać. Wybudził się o wiele wcześniej niż wszyscy przypuszczaliśmy. po kilku dniach leżał juz na normalnym oddziale na którym mogliśmy być razem. byliśmy w szpitalu 3 tygodnie. Mukowiscydozę i hirszprunga wykluczono, a lekarze powiedzieli, że o takim przypadku czytali tylko w podręcznikach. Dziękuję Bogu codziennie, że dziś mam przy sobie 3 miesięcznego szkraba który tak pięknie się do mnie uśmiecha. i jest zupełnie zdrowy. Nic innego się nie liczy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *