Życzę wszystkim mamom tak pięknego zakończenia! – opis dumnej mamy Klaudii

Dumna mama Klaudia opisała dla nas swoje przejścia z porodem. Nie było łatwo, ale… Zachęcam do lektury! :-)

To była moja pierwsza ciążą. Zaszłam w nią jeszcze w Polsce..pamiętam jak dziś gdy byłam na pierwszym badaniu, a po wyjściu szczęśliwa dzwoniłam do Męża i Mamy. To ogromne szczęście móc podzielić się taką nowiną w 2 miesiące po ślubie –  właśnie wtedy zdecydowaliśmy się że chcielibyśmy żyć w trójkę.
I nagle pojawiła się możliwość wyjazdu do Niemiec – 1000 km od rodzinnego miasta. Mój chrzestny załatwił mojemu Mężowi pracę. Musieliśmy podjąć najcięższą decyzję w naszym życiu..czy zostać w Polsce i ciężko pracować żeby móc wynająć mieszkanie i jakoś wiązać koniec z końcem czy wyjechać zostawić za sobą rodzinę ale mieć możliwości na lepszy start dla naszego dziecka –  nie ukrywam że to była ciężka decyzja. Na podjęcie jej mieliśmy zaledwie 2 dni.. Długo się zastanawiałam jak to będzie? – przecież nie znam języka..jak się dogadam z ginekolog, a później z lekarzami i położnymi w szpitalu..byłam przerażona. Ale spakowaliśmy to co najważniejsze i wyjechaliśmy. Prawie 16 godzin autokarem będąc w ciąży to spore wyzwanie..tym bardziej że torsje nie dawały mi spokoju. Gdy już dojechaliśmy na miejsce pozostały formalności związane z pracą Męża. Nie mieliśmy od razu swojego mieszkania ale jeden pokój w domu, który dla pracowników wynajmowała firma. Na mieszkanie czekaliśmy bardzo długo, ponieważ bardzo ciężko w tak małym miasteczku tuż niedaleko Alp o wynajem mieszkania dla Polaków. Problemem nie były koszty ale niechęć ze strony najemców i duża ilość osób poszukujących lokum. Byłam spanikowana bo termin na 3 kwietnia, a ja miałam zaledwie kilka rzeczy dla dziecka…ale nie mieliśmy swojego kąta gdzie mogłam się urządzić, rozłożyć już łóżeczko i czekać spokojnie na naszego maluszka. Ale w końcu po ok 5 miesiącach udało się i znaleźliśmy mieszkanie. Był już marzec – poród tuż tuż ale już tylko świadomość, że najbliższy szpital jest 30 km stąd i że nie byłam tam jeszcze się zameldować nie dawała mi spokoju. W końcu się zebrałam i pojechaliśmy tam –  Pani położna okazała się bardzo wyrozumiała dla osoby, która nie mówi w jej języku..rozmawialiśmy po angielsku, tak naprawdę angielski mnie uratował w Niemczech. Podałam wszystkie dane i wróciliśmy do domu. Zaczęło się pranie, prasowanie ubranek i urządzanie mieszkania na przyjście nowego członka rodziny tak żeby wszystko co potrzebne było. Byłam bardzo aktywna do końca rozwiązania..może aż za bardzo aktywna.. na co nie raz zwracała mi uwagę Pani ginekolog i mój Mąż…robiłam dosłownie wszystko..nosiłam ciężkie zakupy kiedy męża nie było żeby mi mógł pomóc ale dzięki temu było mi łatwiej rodzić. Minął już praktycznie marzec..był 28 dzień tego miesiąca – sobota. Na imprezie urodzinowej żony chrzestnego który nas sprowadził poczułam się troszkę źle…byłam zdenerwowana i zmęczona więc poprosiłam Męża żebyśmy pojechali już do domu. Umyłam się i chciałam położyć spać jak gdyby nigdy nic..i nagle poczułam ból…jak podczas okresu ale pomyślałam to nic…za chwilę był kolejny i potem kolejny, a chwilę później przerodziło się to w regularne skurcze..Torbę do szpitala miałam już dawno spakowaną ale nie wiedziałam czy mam już jechać czy nie. Zadzwoniłam więc do mamy która mi doradziła że lepiej pojechać tym bardziej że szpital jest 30 km od nas. Więc ubrałam się wzięłam rzeczy i pojechaliśmy. W samochodzie leżałam z bólu..to było nie do zniesienia…byłam przestraszona bo nie wiedziałam czego mam się spodziewać. Gdy zajechaliśmy na miejsce i byliśmy już pod szpitalem który był zamknięty, ponieważ była noc…nie mogłam już nawet ustać na nogach..Wiedziałam że to już, że nasz synek chce już być z nami. Mąż dzwonił domofonem do szpitala ale nikt nie odbierał..wreszcie odebrała położna – powiedziałam jak tylko umiem po niemiecku, że jestem w ciąży i że mam bóle…Położna zeszła po nas. Nie miałam siły iść normalnie na porodówkę po schodach. Co chciałam wstać to zaczynały się bóle..ale w końcu jakimś cudem udało mi się dotrzeć na salę. Pani doktor zrobiła mi pierwsze badania –  sprawdziła gdzie znajduje się dziecko i w jakiej pozycji. Synek był ułożony główką w dół więc wszystko było dobrze. Kazano mi chodzić po korytarzu 40 min –  zapewne żeby zrobić większe rozwarcie..potem przerwa i znowu 40 min chodzenia. Nie dawałam rady..ale Mąż cały czas mnie wspierał i mobilizował żebym robiła kolejne kroki..mówił całą prawdę, że to dla mojego i dziecka dobra…myślałam że ten ból nigdy się nie skończy. Wreszcie położna pozwoliła mi usiąść żeby odpocząć chociaż nie wiem czy można nazwać odpoczynkiem ciągły ból. Spytała czy chciałabym wziąść kąpiel..myślę sobie kąpiel? to tak się robi? Ale pomyślałam że może uda mi się urodzić w wannie i pędem wskoczyłam do niej. Kąpiel przyniosła troszkę ulgi ale nie urodziłam w wannie. Położna kazała mi tam oddychać powoli i robić różne ćwiczenia..Po kąpieli kazali mi się położyć już na sali porodowej…miałam robione KTG…i nagle coś zaczęło się dziać…czułam jeszcze większy ból…okazało się że było już rozwarcie i dziecko było już główką w kanale rodnym..wtedy doktor prosiła mnie żebym zaczęła przeć..Już po pierwszych próbach parcia byłam wykończona..siły dodawał mi tylko Mąż i fakt że im szybciej dam z siebie wszystko tym szybciej będę mogła już przytulić synka tak więc dałam z siebie 200%. Nie potrafię opisać słowami tego bólu kiedy rodzi się sposobem naturalnym bez znieczulenia wewnątrz-oponowego..niesamowicie okropny ból ale wreszcie o 8:46 poczułam synka na swojej piersi..i to było coś co w pełni wynagrodziło to całe cierpienie. Był malutki bo miał zaledwie 52 cm i ważył 3540 g, cały siny i miał strasznie długie ciemne włoski. Jak mi go położyli na piersi to pytałam położnej i doktor w panice dlaczego on nie płacze..ale po chwili zaczął i byłam już przeszczęśliwa  Już w minutę po porodzie śmiałam się do Męża :) który tak samo jak ja był wykończony tym stresem i czekaniem..i właśnie przekazywał radosną nowinę moim teściom i rodzicom. Powiem Wam, że mam bardzo dzielnego Męża! –  widział to wszystko „od kuchni” i mówił mi cały czas na jakim etapie jest dzidziuś i dał radę psychicznie widząc jak bardzo cierpię. Synek od razu po kąpieli i ubraniu przytulił się do mojej piersi i zaczął jeść śniadanko. ;) Położna nas zawiozła na salę w której mieliśmy cisze i spokój i mogliśmy wreszcie odpocząć. Byłam w szpitalu łącznie 3 dni. Położne i lekarze byli bardzo mili dla mnie. W środę rano Pani doktor spytała mnie jak się czuję i czy jestem już gotowa pojechać do domu..odpowiedziałam że oczywiście. Doszłam do siebie bardzo szybko po porodzie. W domu czekało na mnie cudowne powitanie. Powoli uczyłam się jak być dumną mamą w czym pomagała mi przesympatyczna położna.
I chyba już co nieco wiem bo nasze szczęście ma już skończone 8 miesięcy i jest zdrowym radosnym berbeciem :) Zasuwa na czworaka po całym mieszkaniu..stabilnie siedzi i stoi..a nawet zaczyna już stawiać pierwsze kroczki czasem pchając chodzik, a czasem samodzielnie.

Życzę wszystkim mamom tak pięknego zakończenia tych równie pięknych 9 miesięcy.

Również życzę wszystkim przyszłym mamom tak pięknego zakończenia!
Dużo zdrówka dla syneczka! ♥

Już niebawem ukażą się kolejne nadesłane przez Was opowieści… Wszystkie znajdziecie w zakładce Opowieści porodowe.

Może i Ty chciałabyś podzielić się z nami relacją z tego najszczęśliwszego dnia swojego życia? Jeśli masz ochotę – KLIKNIJ TUTAJ, ABY WYSŁAĆ SWÓJ OPIS! :-)

A w wolnej chwili zapraszam do galerii naszych pociech – to miejsce, w którym możesz pochwalić się swoim cudem! ♥

Podoba Ci się?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *