Gdybym wtedy nie postawiła na swoim i nie poszła na trakt… – opis dumnej mamy Angeliki

Dumna mama Angelika również zechciała podzielić się z nami swoją porodową historią. Jak było w jej przypadku? Zobaczcie!

Termin miałam na 19 listopada (niedziela). We wtorek rano odszedł mi czop a w środę po południu trafiłam do szpitala. Od samego rana bolał mnie brzuch i twardniał co 15 minut. Droga do szpitala zajmuje jakieś 40 minut. Chciałam sprawdzić co się dzieje i być spokojna, że mojemu maleństwu nic nie dolega zwłaszcza, że w 20 tyg zaczęły się komplikacje.
Gdy już byłam na oddziale wszystko super, położne miłe i pomocne. Zrobiły mi ktg, podały zastrzyk i powiedziały, że wszystko jest w porządku. Potem przygotowały sale, na której spędziłam kilka dni. Codziennie rano i wieczorem badania ktg, pomiar temperatury, waga itp. Nie było żadnych znaków tego, że ja w ogóle urodzę i już chciałam się wypisywać ze szpitala. W sobotę rano po badaniu ktg dostałam zastrzyk i usłyszałam „Albo się zacznie poród, albo nie”. Przez cały dzień nic się nie działo. Już straciłam nadzieję. Ale ok godz 17 zaczęłam odczuwać coraz mocniejsze skurcze, wiedziałam, że to jest to na co czekałam. Zgłosiłam się do położnych, ale one stwierdziły, że to jeszcze nie czas. Odesłały mnie spowrotem na sale. Skurcze były coraz mocniejsze i w coraz krótszych odstępach czasowych, postanowiłam znowu pójść i powiedzieć, że ja zaczynam rodzić. To wtedy usłyszałam od jednej z położnych, że ja nie mam wyrazu twarzy kobiety rodzącej. Aż mnie zamurowało, kompletnie nie wiedziałam co mam powiedzieć, czy w ogóle coś mówić czy jednak sobie darować. Znowu miałam iść na swoją salę. Położyłam się, nastał czas obchodu (na moje szczęście) bo dopiero wtedy w końcu ktoś zobaczył, że coś się zaczyna dziać. Lekarz kazał przygotować mnie do porodu. Po tych przygotowaniach chciałam od razu iść na trakt porodowy. No ale nie zgadniecie co wtedy kazały mi zrobić. Wracać na sale! Tak znowu to samo. Bo przecież tak szybko nie urodzę. Ale postawiłam na swoim, powiedziałam, że idę i koniec. Poszłam na trakt. Tam podłączyli mnie do ktg. Skurcze były, ale nie było rozwarcia. Dali mi wszystko co możliwe aby się coś ruszyło ale nic z tego. Dosłownie po 5 minutach odłączyli mnie od ktg, lekarz przebił worek owodniowy. Wypłynęły mi zielone wody, spojrzał na wyniki ktg i wtedy stwierdził, że coś mu się tu nie podoba. Zapadła decyzja o cesarskim cięciu. Okazało się, że dziecko zaczyna się dusić. Natychmiast mnie zabrali na sale operacyjną, tam znieczulenie w kręgosłup. Zaczekali, aż zacznie działać i się zaczęło. O godz 21.15 zobaczyłam swojego synka. Dostał 10/10 w skali Apgar. Ważył 4kg i miał 58 cm długości. Na szczęście wszystko zakończyło się dobrze. Ale strach pomyśleć gdybym wtedy nie postawiła na swoim i nie poszła na trakt. Gdy przyszedł mój lekarz nawet nie spytał jak się czuję. Ba! Nawet głupiego „Dzień dobry” nie usłyszałam. Ale jestem dumna, że mam tak wspaniałego synka!

Dumna mamo, najważniejsze że Twoja historia ma szczęśliwe zakończenie…
Dużo zdrówka dla Twojego synka! 

Już niebawem ukażą się kolejne nadesłane przez Was opowieści… Wszystkie znajdziecie w zakładce Opowieści porodowe.

Może i Ty chciałabyś podzielić się z nami relacją z tego najszczęśliwszego dnia swojego życia? Jeśli masz ochotę – KLIKNIJ TUTAJ, ABY WYSŁAĆ SWÓJ OPIS! :-)

A w wolnej chwili zapraszam do galerii naszych pociech – to miejsce, w którym możesz pochwalić się swoim cudem! ♥

Podoba Ci się?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *