Mój poród będzie mi się śnił do końca życia… – opis dumnej mamy Renaty

Dumna mama Renata również postanowiła podzielić się z nami swoim opisem porodu. Zachęcam do lektury!

Wiadomość o ciąży była dla mnie ogromnym zaskoczeniem, nie planowaliśmy jeszcze z mężem dzieci tym bardziej, że byłam na ostatnim roku studiów, chcieliśmy po mojej obronie wyjechać gdziekolwiek, odpocząć. Pamiętam pierwsze myśli po ujrzeniu dwóch kresek na teście ciążowym: „o nie!… poród koniec lipca, obrona koniec lipca! Czy zdążę skończyć te cholerne studia?”. Przyszła druga połowa lipca, nastał dzień obrony a na poród się nie zapowiadało więc wskoczyłam w auto i jadę na obronę, moje myśli okazały się bez podstawne bo dzidziuś zaczekał aż się obronię i urodził się tydzień później :) Bajka się kończy gdy trafiłam na porodówkę… 24 lipca wstałam rano, mąż był w pracy, czułam się bardzo dobrze ale miałam dziwne przeczucia. I one mnie nie myliły, o godz 10.00 złapał mnie delikatny jak na miesiączkę skurcz w podbrzuszu. Wtedy pomyślałam że to skurcze przepowiadające. Potem następny za 30 min i tak do 14.00 aż mąż wrócił z pracy. Zdążył zjeść obiad przygotowany przeze mnie między skurczami. Około 17.00 trafiliśmy do szpitala i na izbie decyzja o pozostaniu w szpitalu, na ktg wykazało skurcze regularne ale bardzo delikatne, do godz 19.00 nic się nie zmieniło, rozwarcie było 5cm, potem przebili mi wody i wtedy zaczęło się na dobre, skurcze krzyżowe co 5 min, ale nadal brak rozwarcia, o 20.30 dostałam oxy. Położna powiedziała, że jestem bardzo malutka i drobniutka i że jak dobrze pójdzie za godz będzie po wszystkim. Tak nie było… Nastały skurcze parte, rozwarcie pełne, położna mówi wchodzimy na łóżko i jak przyjdzie skurcz to przemy, starałam się z całych sił i nic przez dwie godziny, albo dzidziuś utrudniał albo nie umiałam przeć, o godz. 23.00 byłam tak zmęczona, że nie mogłam oddychać, w końcu decyzja lekarza o uśpieniu i dokończeniu porodu kleszczami. Pamiętam już tylko ,że zasnęłam w połowie skurczu… wybudzili mnie po 24.00 i myśl co się dzieje, gdzie mój synek… Dowiedziałam się że jest z mężem i jest wszystko w porządku, Filipek urodził się z wagą 3300, dł. 53cm o godz. 23.23 i dostał 9 pkt. Niestety zobaczyłam go dopiero rano, był śliczny z długimi czarnymi włoskami.
Nie mogę sobie wybaczyć, że to się tak skończyło, że nie urodziłam swojego dziecka tak jak chciałam, że nie mogłam go przytulić od razu po porodzie. Synek ma teraz dwa lata, jest zdrowy, energiczny i radosny, a ja wciąż mam koszmary senne z porodu… Mój poród będzie mi się śnił do końca życia…
Bardzo bym chciała mieć drugie dziecko ale boję się, że drugi poród będzie podobny…

Najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło, dumna mamo!
Dużo zdrówka dla Filipka! 

Już niebawem ukażą się kolejne nadesłane przez Was opowieści… Wszystkie znajdziecie w zakładce Opowieści porodowe.

Może i Ty chciałabyś podzielić się z nami relacją z tego najszczęśliwszego dnia swojego życia? Jeśli masz ochotę – KLIKNIJ TUTAJ, ABY WYSŁAĆ SWÓJ OPIS! :-)

A w wolnej chwili zapraszam do galerii naszych pociech – to miejsce, w którym możesz pochwalić się swoim cudem! ♥

Podoba Ci się?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *