Był taki malutki i miał rumień na buzi… – opis dumnej mamy Gosi

Dumna mama Gosia podczas porodu przeżyła chwile, których nie życzy się żadnej matce. O co chodzi? Zapraszam do lektury!

O ciąży dowiedziałam się 1. września, a termin miałam na 19. grudnia. 22. listopada, w sobotę, zauważyłam na swojej nodze wielki siniak, zdziwiłam się, bo wiedziałam, że się nigdzie nie uderzyłam. Tak więc pojechałam z narzeczonym do szpitala ogólnego. Tam dowiedziałam się, że to jakieś żylaki, bo w ciąży to się zdarza i odesłano nas do szpitala Matki i Dziecka. Po badaniach okazało się, że właściwie wszystko dobrze tylko co z tym siniakiem? Położna zapytała się, czy czasami się nie drapię i czy nie swędzi mnie całe ciało- faktycznie czasami mi się to zdarzało i było nieznośne. Tak dowiedziałam się o ciążowej chorobie zwanej CHOLESTAZĄ- otóż jest to niewydolność wątrobowa. W niedzielę rano dowiedziałam się, że moje dzieciątko może nawet umrzeć przez to ustrojstwo. Przeleżeliśmy niedzielę, w poniedziałek dostałam skurczy, bo cały czas przewijał się temat cesarki, a bardzo chciałam rodzić naturalnie. We wtorek nie kazali jeść śniadania, bo od rana robili próby wątrobowe. Po 10 lekarz zakomunikował mi, że jedziemy na cesarkę. Zadzwoniłam tylko do mamy i miała przyjechać z moim narzeczonym, a ja w tym czasie pakowałam rzeczy i jechałam na porodówkę. Tam wszystko działo się szybko i przede wszystkim nerwowo. Założono mi wenflon i cewnik po czym zapytano się mnie czy się zgadzam. Od razu jechaliśmy na salę operacyjną. Dostałam znieczulenie w kręgosłup, tlen na twarz i czekałam. Poczułam tylko jak lekarz naciska mnie na brzuch i nie słyszę płaczu. Po chwili jedno kwilenie i przerwa i znowu następne. Mały urodził się o 11:00. Powiedziano mi, że za chwilę dostanę dziecko, ale zaszyli mnie i pojechałam prosto na salę poporodową. Okazało się, że maluszek musiał być podłączony do aparatury. Następnego dnia dopiero kazali mi wstać i przed 16:00 poszłam do położnej, że chciałabym zobaczyć mojego Kryspinka, z tego wszystkiego aż się popłakałam. Mały leżał w inkubatorze, więc tylko mogłam go dotknąć. Był taki malutki i miał rumień na buzi. Ale teraz mamy 8 miesięcy i cieszymy się, że wszystko jest dobrze.

Uf, mamo, najważniejsze, że wszystko skończyło się tak dobrze!
Dużo zdrówka dla Kryspinka. Na zdjęciu to właśnie ON! ♥

Już niebawem ukażą się kolejne nadesłane przez Was opowieści… Wszystkie znajdziecie w zakładce Opowieści porodowe.

Może i Ty chciałabyś podzielić się z nami relacją z tego najszczęśliwszego dnia swojego życia? Jeśli masz ochotę – KLIKNIJ TUTAJ, ABY WYSŁAĆ SWÓJ OPIS! :-)

A w wolnej chwili zapraszam do galerii naszych pociech – to miejsce, w którym możesz pochwalić się swoim cudem! 

 

Podoba Ci się?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *